Posty

14.07 - 25.07.2003 Włochy - Rimini, San Marino, Wenecja

Obraz
16 lipca - środa - Rimini Rano ruszamy dalej, tym razem bezpośrednio do Rimini. Po drugiej stronie Alp zaczęło zdrowo przypiekać i wtedy okazało się, że w autobusie nie ma klimatyzacji. Oznacza to również, że taka sama lampa będzie podczas wszystkich wycieczek. Na miejsce dojechaliśmy około północy, zdrowo wymęczeni podróżą i upałem. W końcu po kolacji i pierwszych bataliach kładziemy się spać do naszego pokoju, wygląda to nieco jak suterena, ale w tym przypadku nie ma to dla mnie znaczenia. Rimini to: jedno z najpopularniejszych miast turystyczno-wypoczynkowych nad północnym Adriatykiem powstało w 268r pne – jako rzymska osada Ariminum niedaleko stąd do San Marino - enklawy taniego alkoholu stara dzielnica San Giuliano, która jako jedyna zachowała swój dawny klimat i charakter zabudowy zabytki: Łuk Augusta i Most Tyberiusza   18 lipca - piątek - Italia w miniaturze Cały poprzedni dzień strawiliśmy na odpoczynku po podróży, czyli po naszemu mówiąc obijaniu się na plaży. Upały n...

1.05 - 4.05.2003 Beskid Żywiecki - Zawoja

Obraz
1 maja - czwartek - Zawoja Szósta rano z minutami. Lądujemy po całonocnej jeździe na dworcu w Katowicach. To już chyba rytuał majowych wypraw. Znowu ten sam pociąg do Zakopanego. Tym razem zmieniono trasę, na nieszczęście jedzie przez Kraków, co oznacza dodatkowe godziny jazdy. Pociąg oczywiście nabity do granic możliwości i w końcu nasza wyczekiwana stacja: Maków Podhalański. Mały niepozorny peron, co jest typowe dla górskiego krajobrazu. Koło przestanku PKS-u czają się już jacyś turyści z plecakami, a to nieomylny znak, że autobus powinien przyjechać! W końcu zjawia się i wszyscy z wielkim entuzjazmem montują się do środka. Ruszamy do najdłuższej wsi w Polsce. Podobno ma ponad 20 km długości. Wkrótce przekonuję się, że to stwierdzenie wcale nie było przesadzone i jest tak w rzeczywistości.  Wysiadamy na Widłach i okazuje się, że do naszego domu musimy podreptać jeszcze ponad 2 km piechotą. W końcu, udało się docieramy na miejsce! Ponieważ jest już po 13-tej, na żaden dob...

24.01 - 7.02.2003 Anglia - Londyn

Obraz
24 stycznia - piątek Brzydki pochmurny dzień. Wstaję i zaczynam przygotowania do wyjścia z domu. Coś mnie tknęło, aby włączyć telefon. Jest nowa informacja nagrana na skrzynkę - od Mirka. Słucham i nie dowierzam. W zaproszeniu jest błąd i mogę je popchnąć do śmietnika. Ściągam ze skrzynki internetowej nowe. Na mój gust niczym się nie różni od poprzedniego, ale to teraz nie istotne, nie ma czasu na dywagacje. Podpisuję się Mirka nazwiskiem i na pociąg. Po drodze zabieram Bartka i jedziemy! Z dworca w Gdyni bierzemy złotówę na miejsce przyjazdu autobusu. Jesteśmy dużo szybciej, ale to dobrze, bo nie lubię pośpiechu w takich momentach. Autobus podjechał punktualnie, cały nabity ludźmi. No tak - czego się spodziewałeś!? W końcu znalazły się dla nas wolne miejsca. Ruszamy w mozolną drogę do Londynu. Dookoła szara, ponura rzeczywistość. Szybko zapada zmrok. Już na granicy w Świecku mamy zdrowe opóźnienie, co dopiero będzie dalej? 25 stycznia - sobota - Londyn W nocy nie mogłem znaleźć sobie...

27.12 - 1.1.2003 Karkonosze - Górzyniec

Obraz
27 grudnia - piątek - Górzyniec Mała niepozorna stacyjka w górach. Napis "Górzyniec" na budce, 9:30 rano, jesteśmy na miejscu! Miejsce wydaje mi się dziwnie znajome, przecież byłem tutaj dokładnie rok temu. Chmury dookoła i śniegu też jakoś nie za wiele. U nas nad morzem było go nieco więcej, ale to nie istotne - jesteśmy w Karkonoszach!    Pierwsze kroki kierujemy na poszukiwanie naszego pensjonatu. Nie wiadomo gdzie się kierować. Początkowo ostro z góry, następnie w lewo i jesteśmy w domu. Po chwilowym odpoczynku i śniadaniu jedziemy zobaczyć do Szklarskiej Poręby. Nawału turystów nie widać, ale śniegu też jak na lekarstwo. Chcieliśmy wykupić sobie wycieczkę do Drezna, od dawna siedzi mi ona w głowie, ale niestety, zimą nie są organizowane! Latem to zupełnie co innego. Poszwendaliśmy się nieco po mieście, aby poczuć atmosferę i wieczornym pociągiem, po zmierzchu, wróciliśmy do Górzyńca.   28 grudnia - sobota - Zamek Chojnik Pogoda od rana nie wygląda na zachwycają...

10.11 - 12.11.2002 Dania - Kopenhaga

Obraz
10 listopada - niedziela Pogoda w niedzielę od samego rana wyglądała dosyć dobrze. Ustawiliśmy się z Adamem, że z Wejherowa wyjedziemy o 12:58. No to ruszamy. Elektrykiem SKM do Politechniki, gdzie przesiadamy się na tramwaj do Nowego Portu. Po kilku minutach czekania na przystanku nadjechał, wsiadamy i jedziemy. Przed samą bazą promową zaczynamy się rozglądać, gdzie podział się prom, którym mamy płynąć! Ale go nie widać. Jakiś koleś jadący tramwajem, powiedział nam, że jesteśmy po złej stronie kanału portowego i prom do Kopenhagi tutaj nie cumuje. Stoi on w nowej bazie przy Westerplatte! Czas naglił i jedyne wyjście jakie nam pozostało to ściągnąć taksówkę i na bazę promową. Ponieważ to całkiem spory kawał drogi, kierowca gnał ostro przez centrum Gdańska i skroił nas jak za zboże. Ale cóż trzeba ponosić ofiary! W końcu wpadamy do środka i stoimy w kolejce po bilet na prom. Oczywiście nikomu z obsługi się nie śpieszyło, nam wprost odwrotnie. W końcu dostaliśmy do rąk nasze bilety. Odp...

12.10 - 14.10.2002 Karkonosze - Karpacz

Obraz
12 października - sobota - Samotnia - Lucna Bouda W końcu doczekałem się jest piątek wieczór. Wsiadam w elektryka i jadę na dworzec PKP do Gdyni. Pociąg podstawili na peron pół godziny przed odjazdem. Ludzi mało, spokojnie zajmuję sobie przedział. Jest już ciemno i zaczyna trochę wiać od strony morza. 21:59, więc ruszamy kolejny raz w Karkonosze! Za Gdańskiem położyłem się spać, jest cicho i ciepło. Pociąg do Jeleniej Góry wtoczył się o 7:50. Wysiadamy i od razu łapiemy autobus do Karpacza. Pogoda niezbyt zachwycająca, widoku na góry żadnego. Wszędzie ciężkie ołowiane chmury. W końcu jesteśmy ! Wysiadamy koło kościoła i idziemy do naszego domu. Kawałek drogi, ale od tego są skróty, aby sobie pomagać. Na pierwszy dzień wyznaczyliśmy sobie szlak średniej długości. Ruszamy w górę Karpacza do Świątyni Wang. Miasto właściwie puste, za to koło świątyni widać nieco turystów. Kolejny nasz przystanek to Domek Myśliwski. Mgła gęstnieje coraz bardziej i pojawił się śnieg. W domku nie ma za ...

8.08 - 19.08.2002 Tatry - Zakopane

Obraz
8 sierpnia - czwartek Gdy już kilka dni nieprzerwanie za oknem świeciło słońce doszedłem do wniosku, że nadszedł czas na kolejną wyprawę w Tatry !!! Pomimo tego, że w telewizji nie zapowiadali najlepszej pogody doszedłem do nieodwołalnego wniosku, że jadę. Ponieważ nie miałem żadnych chętnych wyruszyłem sam, co miało się okazać bardzo trafnym wyborem, bo bardzo szybko znalazłem sobie towarzystwo. Jak co roku wyruszyłem z Gdyni pociągiem do Bielska Białej. Tłumów tym razem nie było, więc bez problemów znalazłem miejsce w wagonie i poszedłem spać. 9 sierpnia - piątek O szóstej z minutami byłem w Katowicach, słońce lekko przedzierało się przez chmury i miałem jeszcze nadzieję na ładną pogodę. Pociąg do Zakopanego podjechał o 6:55 i ruszyłem w dalszą drogę. Za Nowym Targiem nie miałem już żadnych wątpliwości, że dzisiaj pogoda będzie obleśna. Deszcz lał wielkimi strugami i nie zanosiło się, aby chociaż na chwilę miał przestać. O 11:50 lądowałem na dworcu w Zakopanem. Chciałem wynająć p...

11.07 - 24.07.2002 Grecja - Riviera Olimpijska

Obraz
Ruszamy rano autokarem, przed nami przeprawa do Grecji przez Słowację, Węgry, Serbię, Macedonię. Już kiedyś zrobiłem podobny dystans z małym odchyleniem trasy przez Rumunię i Bułgarię. Zobaczymy, który wariant jest lepszy. Podróż przez Polskę mija monotonnie, aby wieczorem dotrzeć na nocleg tranzytowy w Słowacji. Jedyny taki podczas tej podróży. Jakaś mała mieścina, obiekt godny pożałowania, jak wiele rzeczy w tym rubasznym kraju. Rano ruszamy dalej do Serbii, gdzie zatrzymamy się na późny obiad. Dalej całonocna jazda. Gdzieś pod Belgradem zatrzymuje nas w nocy policja - czego chcą? Zatrzymają autobus na obcych rejestracjach i chcą wody  mineralnej! Dajemy im jedną z lodówki i ruszamy w stronę granicy z Macedonią. To niewielki, górzysty, ale bardzo ładny kraj. Dalej już granica z Grecją i powrót do Unii Europejskiej.  Na miejsce docieramy w godzinach południowych i jestem tak zmęczony, że niemal od razu idę się chwilę przespać. Wieczorem dopiero spoglądam na masyw Olimpu ci...