10.11 - 12.11.2002 Dania - Kopenhaga
10 listopada - niedziela
Pogoda w niedzielę od samego rana wyglądała dosyć dobrze. Ustawiliśmy się z Adamem, że z Wejherowa wyjedziemy o 12:58. No to ruszamy. Elektrykiem SKM do Politechniki, gdzie przesiadamy się na tramwaj do Nowego Portu. Po kilku minutach czekania na przystanku nadjechał, wsiadamy i jedziemy. Przed samą bazą promową zaczynamy się rozglądać, gdzie podział się prom, którym mamy płynąć! Ale go nie widać. Jakiś koleś jadący tramwajem, powiedział nam, że jesteśmy po złej stronie kanału portowego i prom do Kopenhagi tutaj nie cumuje. Stoi on w nowej bazie przy Westerplatte! Czas naglił i jedyne wyjście jakie nam pozostało to ściągnąć taksówkę i na bazę promową. Ponieważ to całkiem spory kawał drogi, kierowca gnał ostro przez centrum Gdańska i skroił nas jak za zboże. Ale cóż trzeba ponosić ofiary! W końcu wpadamy do środka i stoimy w kolejce po bilet na prom. Oczywiście nikomu z obsługi się nie śpieszyło, nam wprost odwrotnie. W końcu dostaliśmy do rąk nasze bilety. Odprawa przebiegła szybko i bez problemów. Przez rękaw wchodzimy na pokład! O 17:30 statek ruszył w drogę. Było dosyć zimno, staliśmy na najwyższym pokładzie i obserwowaliśmy zanikające w oddali główki gdańskiego portu. Naszym mieszkaniem miała być kabina nr 312. Gdy weszliśmy do środka okazało się, że to małe, przytulne pomieszczenie z łazienką oraz prysznicem i może nieco przyciemnionym światłem. Oczywiście główną atrakcją promu był sklep wolnocłowy, w którym ceny wcale nie były takie rewelacyjne! Na pokładzie było trochę Polaków i nieco innych nacji, czasami dosyć dziwnie się zachowujących. Około północy poszliśmy spać.
11 listopada - poniedziałek
Wstaliśmy około 9 rano. Pierwszy wyszedłem z kajuty, aby sprawdzić jak daleko zostało jeszcze do celu podróży. Stojąc na 7 pokładzie widziałem startujące samoloty z Kopenhaskiego lotniska, znaczyło to, że jesteśmy prawie na miejscu. Zdziwiły mnie nieco elektrownie wiatrowe stojące na morzu i oczywiście nowy wiszący most łączący Szwecję z Danią. Piękna i potężna konstrukcja. Prom przycumował punktualnie o 10:00. Pół godziny czekaliśmy w kolejce na odprawę paszportową i w końcu byliśmy na lądzie. Kopenhaga przed nami! Na początek zobaczyliśmy symbol miasta, czyli syrenkę. Czasami zdarza się, że ma urwaną głowę, tym razem była na swoim miejscu. Następnie kierunek centrum. Obejrzeliśmy kościół Marble z charakterystyczną kopułą i zmianę wart przed pałacem Amalienborg. Przeszliśmy się Nyhavn, portową uliczką gdzie niegdyś mieszkał słynny bajkopisarz Hans Christian Andersen.
Kolejny nasz cel to budynek parlamentu Christianborg Palace, duży i jakoś obleśnie szary. Dalej przez najdłuższy deptak Europy na plac ratuszowy i do Parku Tivoli, który był oczywiście zamknięty, bo zmieniano scenerię na zimową. Przy okazji zobaczyliśmy jak wygląda kopenhaski dworzec kolejowy. Całkiem sympatyczny. Ostatnim punktem dnia był Rosenborg czyli pałac królewski, gdzie rezyduje obecna królowa Małgorzata II. Jednym z wejść do parku dostaliśmy się w pobliże pałacu. Budowla bardzo stylowa, lecz nieco przypominająca styl angielski. Ogrody muszą zapewne bardzo ładnie prezentować się latem! Po chwili odpoczynku ruszyliśmy z powrotem na prom. Opodal naszego, z drugiej strony nabrzeża stał duży prom, tej samej linii żeglugowej, odpływający do Oslo. W porównaniu do jego konstrukcji i wyglądu nasz nie robił dużego wrażenia. Być może celem mojego kolejnego rejsu Bedzie właśnie Oslo! O 16:30 prom odbił od nabrzeża i udał się w drogę powrotną do Gdańska, wiał bardzo silny wiatr. Rano, gdy wstaliśmy okazało się, że świeci piękne słońce unoszące się nad taflą Bałtyku. O 10:15 byliśmy w Gdańsku, zrobiliśmy jeszcze ostatnie zdjęcie promu i jazda do domu.
Pogoda w niedzielę od samego rana wyglądała dosyć dobrze. Ustawiliśmy się z Adamem, że z Wejherowa wyjedziemy o 12:58. No to ruszamy. Elektrykiem SKM do Politechniki, gdzie przesiadamy się na tramwaj do Nowego Portu. Po kilku minutach czekania na przystanku nadjechał, wsiadamy i jedziemy. Przed samą bazą promową zaczynamy się rozglądać, gdzie podział się prom, którym mamy płynąć! Ale go nie widać. Jakiś koleś jadący tramwajem, powiedział nam, że jesteśmy po złej stronie kanału portowego i prom do Kopenhagi tutaj nie cumuje. Stoi on w nowej bazie przy Westerplatte! Czas naglił i jedyne wyjście jakie nam pozostało to ściągnąć taksówkę i na bazę promową. Ponieważ to całkiem spory kawał drogi, kierowca gnał ostro przez centrum Gdańska i skroił nas jak za zboże. Ale cóż trzeba ponosić ofiary! W końcu wpadamy do środka i stoimy w kolejce po bilet na prom. Oczywiście nikomu z obsługi się nie śpieszyło, nam wprost odwrotnie. W końcu dostaliśmy do rąk nasze bilety. Odprawa przebiegła szybko i bez problemów. Przez rękaw wchodzimy na pokład! O 17:30 statek ruszył w drogę. Było dosyć zimno, staliśmy na najwyższym pokładzie i obserwowaliśmy zanikające w oddali główki gdańskiego portu. Naszym mieszkaniem miała być kabina nr 312. Gdy weszliśmy do środka okazało się, że to małe, przytulne pomieszczenie z łazienką oraz prysznicem i może nieco przyciemnionym światłem. Oczywiście główną atrakcją promu był sklep wolnocłowy, w którym ceny wcale nie były takie rewelacyjne! Na pokładzie było trochę Polaków i nieco innych nacji, czasami dosyć dziwnie się zachowujących. Około północy poszliśmy spać.
11 listopada - poniedziałek
Wstaliśmy około 9 rano. Pierwszy wyszedłem z kajuty, aby sprawdzić jak daleko zostało jeszcze do celu podróży. Stojąc na 7 pokładzie widziałem startujące samoloty z Kopenhaskiego lotniska, znaczyło to, że jesteśmy prawie na miejscu. Zdziwiły mnie nieco elektrownie wiatrowe stojące na morzu i oczywiście nowy wiszący most łączący Szwecję z Danią. Piękna i potężna konstrukcja. Prom przycumował punktualnie o 10:00. Pół godziny czekaliśmy w kolejce na odprawę paszportową i w końcu byliśmy na lądzie. Kopenhaga przed nami! Na początek zobaczyliśmy symbol miasta, czyli syrenkę. Czasami zdarza się, że ma urwaną głowę, tym razem była na swoim miejscu. Następnie kierunek centrum. Obejrzeliśmy kościół Marble z charakterystyczną kopułą i zmianę wart przed pałacem Amalienborg. Przeszliśmy się Nyhavn, portową uliczką gdzie niegdyś mieszkał słynny bajkopisarz Hans Christian Andersen.
Kolejny nasz cel to budynek parlamentu Christianborg Palace, duży i jakoś obleśnie szary. Dalej przez najdłuższy deptak Europy na plac ratuszowy i do Parku Tivoli, który był oczywiście zamknięty, bo zmieniano scenerię na zimową. Przy okazji zobaczyliśmy jak wygląda kopenhaski dworzec kolejowy. Całkiem sympatyczny. Ostatnim punktem dnia był Rosenborg czyli pałac królewski, gdzie rezyduje obecna królowa Małgorzata II. Jednym z wejść do parku dostaliśmy się w pobliże pałacu. Budowla bardzo stylowa, lecz nieco przypominająca styl angielski. Ogrody muszą zapewne bardzo ładnie prezentować się latem! Po chwili odpoczynku ruszyliśmy z powrotem na prom. Opodal naszego, z drugiej strony nabrzeża stał duży prom, tej samej linii żeglugowej, odpływający do Oslo. W porównaniu do jego konstrukcji i wyglądu nasz nie robił dużego wrażenia. Być może celem mojego kolejnego rejsu Bedzie właśnie Oslo! O 16:30 prom odbił od nabrzeża i udał się w drogę powrotną do Gdańska, wiał bardzo silny wiatr. Rano, gdy wstaliśmy okazało się, że świeci piękne słońce unoszące się nad taflą Bałtyku. O 10:15 byliśmy w Gdańsku, zrobiliśmy jeszcze ostatnie zdjęcie promu i jazda do domu.