27.12 - 1.1.2003 Karkonosze - Górzyniec


27 grudnia - piątek - Górzyniec

Mała niepozorna stacyjka w górach. Napis "Górzyniec" na budce, 9:30 rano, jesteśmy na miejscu! Miejsce wydaje mi się dziwnie znajome, przecież byłem tutaj dokładnie rok temu. Chmury dookoła i śniegu też jakoś nie za wiele. U nas nad morzem było go nieco więcej, ale to nie istotne - jesteśmy w Karkonoszach! 
 
Pierwsze kroki kierujemy na poszukiwanie naszego pensjonatu. Nie wiadomo gdzie się kierować. Początkowo ostro z góry, następnie w lewo i jesteśmy w domu. Po chwilowym odpoczynku i śniadaniu jedziemy zobaczyć do Szklarskiej Poręby. Nawału turystów nie widać, ale śniegu też jak na lekarstwo. Chcieliśmy wykupić sobie wycieczkę do Drezna, od dawna siedzi mi ona w głowie, ale niestety, zimą nie są organizowane! Latem to zupełnie co innego. Poszwendaliśmy się nieco po mieście, aby poczuć atmosferę i wieczornym pociągiem, po zmierzchu, wróciliśmy do Górzyńca.
 
28 grudnia - sobota - Zamek Chojnik

Pogoda od rana nie wygląda na zachwycającą, a wręcz można powiedzieć, że jest brzydka, więc dzisiaj uderzymy na Chojnik. Ruszamy piechotą do Piechowic. Tam łapiemy PKS do Sobieszowa. Szybko i bez problemów. Kupiliśmy sobie trzydniowe bilety do parku narodowego i szlakiem do góry. Ponieważ zawsze szedłem przez Zbójeckie Skały, tym razem wybrałem drugi szlak. Muszę przyznać, że naprawdę sympatyczny i w górnej części, łączy się z poprzednim. Przy zakręcie mieliśmy super widoczek na Śnieżkę. Wysoki pułap chmur spowodował, że widok był naprawdę super. Przeszliśmy standardowo od dziedzińca zamkowego, obok pręgierzu do baszty, gdzie rozciągała się panorama na całe Karkonosze! Chyba nigdy nie miałem jeszcze takiego widoku jak dzisiaj! Widać całą główną grań od Śnieżki, aż po Szrenicę, wszystko jak na dłoni!!! 
 
Gdy trochę podmarzliśmy posiedzieliśmy sobie w schronisku obok i wypiliśmy nieco gorącej herbaty z termosu. W takich miejscach dopiero zwykła herbata ma smak! Na dół zeszliśmy przez Zbójeckie Skały i autobusem pojechaliśmy do Jeleniej Góry, obejrzeć Stare Miasto w zimowej szacie. Jak zwykle iluminacja bardzo ładna i choinka stojąca obok ratusza też niczego sobie. Wszystko razem sprawiało bardzo przyjemne wrażenie. Po drodze na dworzec zajrzeliśmy do tamtejszego kościoła. Posiada on bardzo dużą kopułę i nieprzeciętnego uroku freski i malowidła na ścianach. Wieczornym pociągiem wróciliśmy do domu.
 
29 grudnia - niedziela - Śnieżne Kotły

Na dzisiaj zaplanowaliśmy Śnieżne Kotły!!! No i pudło - ciężkie, stalowe chmury, widoku żadnego, śnieg stopniał, ale nie ma innego wyjścia, czas ucieka! Nie ma co kombinować, idziemy w góry. Zdecydowałem się na żółty szlak, przez schronisko pod Łabskim Szczytem. Nigdy tam nie byłem, więc dlaczego nie? Początkowo szlak prowadzi przez las i jest dosyć prosty, dopiero później robi się bardziej stromy. Zacina deszcz i mgła otacza wszystko dookoła. Bardzo ciężko idzie się w takich warunkach, ale do schroniska już nie daleko. Mijamy Kukułcze Skały. Po kilkuset metrach widzę zatopione we mgle schronisko! Ciepło i błogi spokój. Wypijamy herbatę i dochodzę do wniosku, że nie ma innego wyjścia jak od razu ruszyć na Śnieżne. Pogoda pogarsza się z godziny na godzinę! Idziemy! Początkowo ostro pod górę, później im bliżej góry tym stok wydaje się łagodniejszy. Robi się coraz zimniej, mocno wieje i w dodatku ta przytępiająca mgła! Na górze nie widać nic. Przechodzimy kilkadziesiąt metrów i jesteśmy przy budynku stacji nadawczej. Myślałem, że będzie tutaj miejsce, gdzie będzie można się chwilę ogrzać, a tutaj nic! Wszystko pozamykane i tylko tabliczka "Wstęp wzbroniony"- wprost genialne! Moje gratulacje. Zrobiliśmy sobie kilka fotek przy Czarciej Ambonie i biegiem przez głazowisko na dół! Po kilkunastu minutach jesteśmy z powrotem w schronisku. Najgorsze za nami. Trochę się ogrzaliśmy i ruszamy na dół. W dolej części szlaku wiatr ucichł i śnieg też przestał padać. Śnieżne Kotły zaliczone. Tyle razy chciałem na nie wejść, ale jakoś nigdy nie było okazji. Teraz się udało - ale za to w jakiej pogodzie?!

30 grudnia - poniedziałek - Harrachov

Znowu zaspaliśmy na pociąg! Jedyne, co nam pozostało to chwytać stopa. Pogoda jak na złość obleśna, a na dzisiaj zaplanowaliśmy Harrahov. Samochód do Szklarskiej złapaliśmy szybko i tam dopiero okazało się, że autobus do Harrahova będzie o 14:45. Za późno - spróbujemy złapać stopa na granicę! Nic z tego, nikt się nie zatrzymał! 
 
Nie widziałem innego wyjścia, aby wykorzystać czas i poszliśmy na Wodospad Kamieńczyka. Po drodze leżało nieco świeżego śniegu, który napadał w nocy i szło się dosyć ciężko, za to nad samym wodospadem widok nieprzeciętny. Kupiliśmy bilety, kaski na głowę i w dół! Rok temu wodospadu nie było wcale. Doszczętnie zasypany śniegiem. Tym razem wprost odwrotnie. W zimowej szacie wiszących sopli i śniegu prezentował się bajecznie! Zupełnie inne wrażenie od tego, które odniosłem w ubiegłym roku. Kaskady wody wypływały praktycznie gdzie się tylko dało, tworząc przedziwną mozaikę wody, lodu i śniegu. 
 
Przed piętnastą ruszyliśmy PKS-em na granicę, było już późno, ale zdążyliśmy jeszcze dojść piechotką do miasta, zakupić nieco pamiątek do domu i towaru na sylwestra oraz zobaczyć skocznię mamucią do lotów narciarskich, przed którą rok temu skapitulowałem. Przed piątą rozpoczęliśmy marsz z powrotem. Robiło się już ciemno i śnieg znowu zacinał. Kolejka samochodów na przejściu sięgała kilku kilometrów. Przeszliśmy granicę i ponad pół godziny musieliśmy czekać na autobus do Szklarskiej w zimowych ciemnościach. W końcu, przed osiemnastą przyjechał i odjechaliśmy do cywilizacji!

31 grudnia - wtorek - Szrenica

Sylwester! Nasz ostatni, cały dzień pobytu. Pogoda jak zwykle sprowadziła nas na ziemię, chmury i śnieg! Postanowiłem powtórzyć mój wyczyn z ubiegłego sylwestra i wejść na Szrenicę.
 
Ruszyłem na szlak. Ominąłem szybko Kamieńczyk i prosto do góry! Leżała dosyć spora warstwa świeżego, kopnego śniegu, co utrudnia marsz i bardziej wyczerpuje siły! Wraz z wysokością mgły przybywało i robiło się coraz zimniej. Właśnie na coś takiego się przygotowałem! Chociaż liczyłem, że będzie lepiej. Doszedłem do zrębu, z boku mały, zasypany śniegiem szałas. Odpocząłem chwilkę w szałasie, wpiłem łyk gorącej herbaty z termosu i teraz już jednym skokiem na Halę Szrenicką. Bardzo gęsta mgła. Gdy wychodziłem z lasu, schroniska nie było widać, a to zły znak, bo rok temu z tego miejsca widziałem je bardzo dobrze. Nie ma na co czekać, łyk gorącej herbaty i chwila odpoczynku w schronisku i ruszam na szczyt. Szlaku oczywiście nie widać, śnieżne pole, ale z poprzedniego roku drogę znam na pamięć! Zaczyna się zamieć, igły śniegu i lodu zacinają w twarz! Ponad pół godziny później byłem już spokojny, siedzę w schronisku na szczycie Szrenicy. Bardzo zimno, w schronisku ludzi niewiele, przygotowania do sylwestra trwają. Była godzina 12:20. Chwilę posiedziałem w środku, wysuszyłem przemoczoną kurtkę. Puch nie jest najlepszy na taką aurę. Czas wycofywać się na dół. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu na dół praktycznie zbiegłem i o 14:05 byłem w Szklarskiej Porębie. Ustanowiłem chyba mój nowy rekord zimowego podejścia - 3 godz 45 min.!!! 
 
Czas na obiad. Zjedliśmy pizzę, zrobiliśmy zakupy i wracamy do domu. Około 9 wieczorem przyszedł do nas jakiś gościu i stwierdził, że będzie imprezka w pensjonacie, czy nie chcemy się zahaczyć? Oczywiście zgodziliśmy się. Po 9 wieczorem byliśmy już na sali. Z biegiem czasu balanga się rozkręciła. O jedenastej jeszcze jechałem do Szklarskiej po flachę, bo brakowało. Mróz totalny, samochód zamarznięty, nic nie widać, ale jakoś szczęśliwie dojechaliśmy i wróciliśmy. O północy powitaliśmy Nowy Rok przed domem, przy ognisku i sztucznych ogniach. Chmur nie było, więc panorama piękna. Temperatura przekroczyła -15 stopni. Zima na całego, ziąb całkowity. Po 15 minutach wszyscy schowali się do środka. Było naprawdę sympatycznie. Wytrzymaliśmy do 3 rano i zdrowo zmęczeni uderzyliśmy w kimono!

1 stycznia - środa

Wstajemy rano, piękna, słoneczna pogoda, a my musimy wracać do domów. To się nazwa prawdziwa złośliwość losu. Pstryknąłem jeszcze kilka zdjęć na pożegnanie gór, czas zabierać swoje bagaże i jazda na peron. Nasz pociąg ma odjechać o 12:02. Kolej jak zwykle dała kolejny popis totalnej głupoty i ignorancji wobec pasażerów. Pociąg ze Szklarskiej do Bydgoszczy miał 4 wagony!!! Oczywiście całe zapakowane ludźmi. Jakimś cudem udało nam się w Jeleniej załapać miejsca siedzące i spokojnie ruszyliśmy w długą podróż do domu. Ponad 4 godziny pośpiech wlókł się do Wrocławia. Dostawałem żółtej febry i zastanawiałem się ile ma opóźnienia! I najważniejsze czy w Bydgoszczy zdążę na przesiadkę? Jakoś jednak zmieścił się w czasie. W Bydgoszczy nastąpiła zmiana pociągów i o 21:28 przesiadłem się na osobowy. Ten odcinek minął mi szybko i przed pierwszą w nocy zawitałem do domu.


Popularne posty z tego bloga

29.01 - 4.02.2024 - Góry Majorki

6.08 - 11.08.2024 - GSB - Beskid Żywiecki do Rabki - 112 km górami

1 - 4.11. 2023 - Budapeszt