6.08.2018 Transalpina - Góry Parang


Parę odcinków wysokogórskich dróg w Alpach udało mi się pokonać, łącznie z podjazdem pod Grossglockner. Jechałem więc z zamiarem pokonania jednej z najwyższych dróg Rumunii Transforgalskiej lub Transalpiny. Pierwsza z nich nowsza, niestety bardziej zatłoczona, pogoda dopisuje, korki powodują ze ludzie nie docierają nawet do Balea Lake. Wybór pada więc na wyższą Transalpinę. W Alpach odcinki dróg widokowych nie są zbyt długie, około 30 może 40 km, tutaj odcinek z Sebes do Przełęczy Urdele na wysokości 2145 metrów to dystans około 130 km pod górę i oczywiście tyle samo na dół, aby wrócić! 
 
Jest to najwyżej położona droga Rumunii, przecina z północy na południe Góry Parâng – drugie co do wysokości pasmo górskie rumuńskich Karpat. Łączy miasta Sebes w Siedmiogrodzie i Novaci. Zobacz mapę całej trasy oraz Odległości kilometrowe. Od roku 2010 droga ma częściowo asfaltową nawierzchnię.....i to jak się okazało było dużym problemem.
 
Odległość z Sybinu do Sebes to koło 60 km, które można przejechać drogą ekspresową, co już jest wyczynem jak na ten kraj. Pierwotna wersja Transalpiny zaczyna się w miejscowości Saliste. Gdzie wiódł tzw. trakt królewski, niegdysiejszą drogą zbudowaną przez Rzymian podczas walk z Dakami już w starożytności.Wybieram tą opcje jazdy przez: Gales, Tillisca, Rod, Poiana Sibiui, Jina, do Dobrej. Zaręczam, że spora część kierowców już na tych stromych i wąskich odcinkach pomiędzy domami dostałaby zawału lub zawróciła. Mijając Dobrą docieramy do Sagung gdzie zaczyna się główny odcinek DN 67C. Jedziemy mozolnie w górę, początkowo las i głęboka dolina wzdłuż rzeki Sebes. Mijamy pierwszą zaporę z jeziorem.  



Gdzieś na horyzoncie zaczynają się pokazywać szczyty i na nie najbardziej liczę podejmując tą ryzykowną wyprawę. Brak już tutaj jakiegokolwiek zasięgu telefonicznego, więc jesteś zdany tylko na siebie. Dalej mijamy jezioro Oase i po 60 km docieramy do osady Obarisa Lotrului na wysokości 1398 metrów. Tutaj znajduje się jeden z tzw. punktów "popasu". Dosłownie tak widnieje na znakach. W takich miejscach kwitnie handel rumuński: masa straganów z bibelotami, serkami, miodem, nalewkami. Robimy tutaj odpoczynek, jedziemy już prawie 3 godziny, więc chwila na kawę. Co najlepsze jest tutaj przyjemnie chłodno, w oderwaniu od upałów panujących na dole. Próbowałem szukać szlaków pieszych, które miały stąd wychodzić, znalazłem znaki, niestety niezbyt zachęcające do wędrówki (ten czerwony to szlak pieszy).



Czas na ostami najtrudniejszy odcinek ponad 21 km, który kończy się na Przełęczy Urdele. Bardzo ostro pod górę, zakręty po 180 stopni, średnie tempo 30 km na godzinę. Tak jadą wszyscy i kultura kierowców jest widoczna. 
Po drodze znowu nieco miejscowego kolorytu. Niektórzy trzymają u góry świnie. Zapewne dostawa mięsa nie odbywa się często, więc można zaszlachtować własną, która pasie się lub śpi obok. 



Można też wejść w bliższą znajomość z osłem, który chętnie wstawi Ci paszczę do samochodu. Chodzi ich tutaj cała masa. Gdyby chodziły to dobrze, ale czasami  stają na środku jezdni.




W końcu około godziny 14 lądujemy w najwyższym punkcie trasy 2145 metrów. Tutaj naszym oczom ukazuje się najwyżej położony rumuński jarmark. Przedsiębiorczości tubylców w żadnym wypadku nie ogranicza wysokość. Handel kwitnie wszędzie, gdzie się tylko da.


Jest tutaj wszystko, co można wykombinować. Mają toi toi, generatory prądu, przyczepy kempingowe, osły chodzące po ulicy, świnie leżące przy budach . Gra muzyka ludowa na full, sprzedają wędzony ser, pieką kiełbasy, langosze, mięsa z rusztu, leje się piwo. Jedno wielkie oszołomstwo. Wystarczy jednak odejść nieco w bok,  aby zgubić ten kichowaty zgiełk i choć przez chwilę popatrzeć na tę część Karpat Wschodnich. 








Zostajemy tutaj około 40 minut. Nadciągają ciemne deszczowe chmury. Czas na odwrót. Zjazd w dół jest dużo bardziej ryzykowny niż wjazd. Górne odcinki zjeżdżam na jedynce, gdyż na dwójce nie wyrobiłbym zakrętów. Na szczęście ruch w szczytowej partii nie jest zbyt duży, zaczyna lekko kropić deszcz. Kilometry mozolnie mijają. Zakręty, zakręty i jeszcze raz zakręty, ciągną się w nieskończoność i cały czas w dół.  Stan nawierzchni pozostawia wiele do życzenia, doły w asfalcie to norma. Są dwa odcinki, gdzie asfaltu nie ma wcale!!! Tylko szutrowa droga i kamienie. Trzeba mieć refleks, aby nie zerwać zawieszenia lub nie pogubić kół. To znowu wymaga, że musisz wolniej zjeżdżać w dół. 

Zakręt za zakrętem, odcinek za odcinkiem, wymaga to cierpliwości i skupienia. Około 16:30 docieramy do Sugag, gdzie jemy obiad. Tutaj mała dygresja dotycząca restauracji przy stacjach benzynowych. Jakie są w Polsce, tego opisywać nie trzeba. Tutaj wprost odwrotnie. Wchodząc do środka  widzisz białe obrusy, kieliszki do wina, krzesła ze skórzanymi oparciami. Od razu się prezentuje takie miejsce, a stacja jak widać niczemu nie przeszkadza. Zdarzyło nam się nawet, że na koniec przyszła właścicielka stacji zapytać czy wszystko było dobrze i czy nam smakowało - wyobrażasz to sobie w Polsce? Dalej już tylko droga do Sybinu. Wszystko razem zajmuje około 8 godzin jazdy, nie licząc postojów. Jedno jest pewne - Transalpina to przeżycie, które zostaje w pamięci na długo.

7.08 - wtorek - dzisiaj dzień odpoczynku po wczorajszym oraz przed jutrzejszym powrotem. Dostaliśmy ten dzień niejako gratis w pakiecie, więc na spokojnie spędziliśmy go szwendając się po mieście. Wieczorem ostatnie wyjście, aby zobaczyć starówkę nocą. Bałkany, tutaj dopiero ludzie wychodzą na ulice i toczy się życie.






Popularne posty z tego bloga

29.01 - 4.02.2024 - Góry Majorki

6.08 - 11.08.2024 - GSB - Beskid Żywiecki do Rabki - 112 km górami

1 - 4.11. 2023 - Budapeszt