6.08 - 11.08.2024 - GSB - Beskid Żywiecki do Rabki - 112 km górami
Opisywany etap Głównego Szlaku Beskidzkiego: Węgierska Górka - Schronisko PTTK na Rysiance - Hala Miziowa - Przełęcz Glinne (Korbielów granica) - Głuchaczki - Mędlarowa - Markowe Szczawiny PTTK - Babia Góra - Przełęcz Krowiarki (Zawoja) - Pasmo Policy - Hala Krupowa - Bystra Podhalańska - Jordanów - Wysoka - Skawa - Rabka Zdrój.
6.08 - Etap I - Węgierska Górka -> Hala Rysianka PTTK - 19,21 km
Po całonocnej jeździe Czeską Drahą ląduję najpierw w Katowicach a następnie Kolejami Śląskimi docieram do Węgierskiej Górki, miejsca mojego ubiegłorocznego upodlenia, gdzie po kilku dniach ulewnych deszczów i zimna wycofałem się z przejścia. Zaczynam dokładnie z tego samego miejsca, gdzie kończyłem rok temu i udaję się w stronę Schronu Wędrowiec, gdzie robię sobie mały przepak i zmieniam ubrania na wersję dzienną. Linia szlaku została za fortem nieco zmieniona, jak wynika z map, prowadził w stronę Żabnicy, gdzie czerwony szlak odbijał w górę. Teraz niemal od razu skręca w lewo i przysiółkami wspina się w górę, w polu szlak mija kolejny Schron Wyrwidąb i wyżej już zanurza się w las.
Powoli szlak pnie się lasem, aby po około 3 godzinach zawitać do Stacji Turystycznej Abrahamów. To polanka na której znajduje się kilka domów i w jednym z nich zrobiono coś w rodzaju schroniska. Słońce już zdrowo przypieka, więc czas wejść na coś zimnego. Z tarasu rozciąga się całkiem sympatyczny widok na okoliczne górki. Bardzo sympatyczne miejsce, ale trzeba ruszać dalej. Do polany w miarę płasko, ale za Suchym Groniem szlak zanurza się las i zaczyna się intensywne podejście w górę na Przełęcz Pawlusią. Upał i ciężki plecak dają mi nieźle popalić na stromym odcinku. Nieco wyżej fragment skalny o dużym nachyleniu, do tego stopnia, ze zamocowano łańcuchy. Z plecakiem i kijami trekkingowymi trzeba się zdrowo nagimnastykować, aby przejść wyżej. W końcu, zdrowo zmęczony wynurzam się z lasu na Przełęczy Pawlusiej (1183m). Tutaj dopiero zaczyna się piękny widok w stronę Beskidu Śląskiego w promieniach zachodzącego słońca.
Stąd już tylko 25 min lekkim podejściem do Schroniska PTTK na Rysiance, gdzie dzisiaj zanocuję. Docieram przyznam zdrowo zmęczony, ale cała noc w pociągu daje o sobie znać. Wieczór jest piękny, warto posiedzieć i popatrzeć na zachodzące słońce nad górami. Widoczek rewelacyjny. Jeżeli dysponujesz siłami możesz podejść także do Schroniska na Hali Lipowskiej oddalonego zaledwie o 10 min.
7.08 - Etap II - Hala Rysianka PTTK -> SK/Korbielów - 13,48 km
Wieczorem o 21:30 na sali było już cicho i wszyscy spali. Rano bladym świtem, słońce wyłania się nad horyzont - zapowiada się piękny dzień. Szybko zbieram się i wychodzę przed schronisko, aby przy stołach na zewnątrz zjeść śniadanie w poronieniach słońca. Dzisiejszy etap należy do krótszych i w dodatku niezbyt wysokich. Ruszam kilka minut po 9:00. Na początek lekkie podejście pod Trzy Kopce, dalej lasem niemal po płaskim, szlak wiedzie w stronę Palenicy, aby następnie obniżyć się w stronę Przełęczy Cudzichowej. Dalej cały czas wzdłuż znaków granicznych idę w stronę Schroniska PTTK na Hali Miziowej. Słońce przygrzewa przyjemnie i po około 50 minutach melduje się przy schronisku. Od razu ruch dużo większy, kreci się masa kolonii z dzieciakami. W karczmie znajdującej się obok schroniska pozwalam sobie na coś zimnego i mały popas.
Jest pięknie, ale czas ruszać dalej. Szlak od tego miejsca prowadzi wyłącznie w dół. Lasem, nieco monotonnie, w stronę Przełęczy Glinne i dawnego, drogowego, przejścia granicznego pomiędzy Polską a Słowacją. Docieram tutaj po około 1,5h spokojnego marszu. W dawnych budkach pograniczników otwarto niedawno restaurację, gdzie w oczy rzuca się duża reklama „Kofoli”. Oczywiście nie odmawiam sobie spożycia kultowego trunku Pepików i odpoczynku na fotelach rozstawianych w miejscu przejścia. Na tym kończę dzisiejszy etap, łapię stopa do Korbielowa. Tym razem nocuję w Schronisku SSM, które mieści się w dawnym budynku WOP.
8.08 - Etap III - Korbielów -> Babia Góra -> Zawoja - 31,14 km
Pobudka o 5:30. Za oknem szaruga i chłodno, piękna pogoda nie jest nieskończona. Przede mną najwyższy i najtrudniejszy odcinek szlaku przez Babią Górę. Zbieram się najszybciej jak mogę i idę w stronę przystanku PKS, aby złapać autobus na granicę. Niestety nie istnieją takie. Próbuję zatrzymać stopa – porażka. Szkoda czasu. Ruszam więc z buta do miejsca na Przełęcz Glinne, gdzie wczoraj pożegnałem czerwony szlak. Zdaję sobie sprawę, że zgubiłem wysokość, więc dzisiaj czeka mnie ostre drapanie w górę z plecakiem.
Rzeczywiście od samego początku szlak intensywnie pnie się w górę na Beskid Krzyżowski. Cały czas lasem, żadnych widoków. W nocy padało, więc błoto na szlaku. Podejście jest długie i męczące. Dopiero gdy docieram do Bazy Namiotowej „Głuchaczki”, mam jakiś widoczek na góry. Stąd zaczyna się kolejne strome wejście na Mędlarową. Las paruje i wilgotność wzrasta. Tutaj szlak zatacza niewielką pętlę i mam wrażenie, iż oddalam się od Babiej Góry, do której przecież zmierzam. W końcu na szczycie wychodzi słońce i maszeruję przez polankę mając prze sobą wyniosły szczyt Babiej. Mijam Jałowcowy Garb, Przełęcz Jałowiecką i wchodzę na teren parku narodowego. Tutaj kolejny, długi odcinek w górę, do rozwidlenia szlaków na Żywieckich Rozstajach.
Jest potok i można uzupełnić wodę, do Schroniska PTTK na Markowych Szczawinach pozostaje około 1,5h marszu. Ten odcinek nie trawersuje w górę i w miarę spokojnie docieram do schroniska. Jest godzina 16:00. Pogoda znacząco się poprawiła, wyjrzało słońce i jest ciepło. Zjadam cały prowiant jaki jeszcze mam i postanawiam przez Przełęcz Bronę, zaatakować szczyt Diablaka.
Pół godziny i jestem na Przełęczy. Na horyzoncie pojawiają się pierwsze chmury, wyraźnie się ochłodziło, ale jestem już na wysokości, więc to normalne. Jest po 17. Ludzie schodzą w dół, ale mój szlak wiedzie pod górę. Byłem na szczycie trzy krotnie, więc nie jest to obcy teren. Czuję już porządne zmęczenie, ale walka ze szczytem dopiero przede mną. Mozolnie zdobywam wysokość. Robi się zimno, chmur też jakby coraz więcej z każdej strony i wieje. O 18:20 samotnie docieram na szczyt Babiej Góry.
Nie ma nikogo, jestem sam na szczycie. Kilka fotek na pamiątkę i teraz tylko odcinek szlaku w dół na Przełęcz Krowiarki. Znaki pokazują 1h i 15 min. Gdzieś w oddali słychać odgłosy burzy, wiatr przybiera na sile. Zaczynam gnać, robi się nieprzyjemnie. Nagle, w ciągu paru minut, chmury znad Słowacji, starły się z chmurami sunącymi od strony Pienin. Zrobiło się niemal ciemno i nad moją głową zaczyna huczeć huragan. Pioruny trzaskają nad głową, grad kręci się poziomo wokół mnie. Nie zdążyłem nawet wyciągnąć ciepłych ubrań, narzucam jedynie pałatkę i gnam co sił w nogach w dół. Mam wrażenie, iż jestem w samym centrum nawałnicy.
Szlakiem płynie rzeka, mgła wokoło i dotkliwe zimno. Jestem sam i muszę zejść na przełęcz za wszelką cenę. Powoli, ale systematycznie gubię wysokość. Gdy wydaje się, że już niedaleko – wyrastają znaki remontu szlaku – odcinek do przełęczy nieczynny! Jakiś koszmar!!
Nie mając wyjścia nadal uciekam na dół. Kolana już ledwo dają radę, ale systematycznie oddalam się od huraganu. W końcu, gdy już ledwo widać dokąd iść, pojawiają się zarysy parkingu. Wszędzie woda i błoto, gdy jestem już o krok i widać metę. Buty gubią przyczepność, łamie się końcówka kija trekkingowego i jak długi zaliczam klasyczną glebę. Oberwałem zdrowo i w pierwszym odruchu sądziłem, iż złamałem kość piszczelową, mogę wstać a to ważne. Krwi jest trochę, ale daję radę iść.
Docieram do drogi i w ulewnym deszczu próbuje złapać stopa do Zawoi, nocą nie jadą żadne busy na dół. Stoję i liczę, iż ktoś się zlituje. Zatrzymał się pewien Gość, który podwiózł mnie, w strugach ulewnego deszczu, do samego miejsca noclegu. Kimkolwiek był - moje wielkie słowa podziękowania - było już słabo.
10.08 - Etap IV - Zawoja -> Jordanów - 29,50 km
Po jednym dniu przerwy na podleczenie nogi, ruszam dalej na szlak. Miałem farta, gdyż kolega mieszkający w tym samym domu, rusza dzisiaj z Zawoi do Chochłowskiej na rower i podrzuca mnie rano na Przełęcz Krowiarki. Etap niezbyt meczący, bo w znacznym stopniu, będę już schodził z gór, przez co widoków także nie za wiele. Od rana słońce i niezbyt gorąco. Ruszam spokojnie pod górę lasem, aby po 1h i 45 min dojść na Cyl Hali Śmietanowej. Piękny punkt widokowy, skąd widać w całej okazałości masyw Babiej Góry.
Jest tutaj nowa wiata, gdzie można schronić się przed deszczem i miejsce na ognisko. Przy dzisiejszej pogodzie widok bajeczny. Dalej niemal płaskim, leśnym odcinkiem docieram do Masywu Policy. Trochę odkrytej przestrzeni, ale drzewa nadal suche i zniszczone. Nie wiem z czego to wynika, ale robi to bardzo smutne wrzenie. Tutaj także zgaduje się pomnik ofiar samolotu LOT, An-24, który rozbił się 2.04.1969 roku.
Dalej już prosto na Kucałową Przełęcz, skąd kilka minut w dół i można zawitać do Schroniska na Hali Krupowej. Byłem tutaj dwa razy, ale jakoś nie poznaję miejsca, widocznie wiele wody w Dunajcu upłynęło. Robi się gorąco i słońce przypieka. Mały popas, łyk wody i ruszam już długim i monotonnym zejściem, aby przez Malinowe, zawitać do Bystrej Podhalańskiej, gdzie po godzinie 17 opuszczam teren Beskidu Żywieckiego. Przeszedłem kolejne pasmo. Domy, ludzie i cywilizacja. Stąd już tylko przysiółkami i drogami polnymi, nieco ponad 4 km do Jordanowa, gdzie nocuję.
11.08 - Etap V - Jordanów -> Rabka - 18,64 km
Ostatni etap wiedzie przez Pogórze Orawsko - Jordanowskie. Wstaję wcześnie rano,aby rozpocząć ostatni i najłatwiejszy etap do Rabki. Słońce zdrowo przypieka i już od rana niespodzianka. Jest niedziela, wszystkie sklepy spożywcze pozamykane na głucho. Nieważne, że są wakacje i pełnia sezonu. Nie dostaniesz nawet małej butelki wody! Ruszam, więc bez wody, licząc że w kolejnej wsi coś dostanę. Na początek mały zagajnik i wejście na Wysoką, skąd schodzę do wsi o tej samej nazwie. Wszytko zamknięte. Palenia niesamowita. Szutrowymi drogami, czasami asfaltem, docieram do Skawy. Tutaj także żadnego sklepu. W końcu idę się schłodzić do rzeki i nabieram nieco wody. Dalej szlak wiedzie nieco pod górę i otwartą przestrzenią polami w kierunku autostrady. Gdzieś na horyzoncie majaczą Tatry.
Ponieważ autostrada przecina dawny szlak opodal Zbójeckiej Góry, puszczono go pod słupami betonowymi. Jest dużo miejsca, dobrze oznakowany na drzewach oraz na samych słupach. Dalej przez pole i ostatni odcinek lasem do Rabki. Pomimo upału postanawiam dojść do Parku Zdrojowego, skąd 2 lata temu zaczynałem swój GSB. Do celu docieram o 12:48. - udało się :-)
Ostatni spacer na dworzec PKP. Tutaj dopiero znajduję czynny sklep, gdzie można dostać wodę! Niestety brak torów, rozebrane i trwa remont. Wprowadzono autobusową komunikację zastępczą. Jadę do Chabówki, aby przesiąść się na pociąg do Zakopanego. Tam mam zamiar odpocząć dwa dni po nierównej, górskiej walce.
Kończąc ten etap połączyłem odcinek z Ustronia do Krynicy. Łącznie 284 km. Gdyby dodać bieszczadzki odcinek GSB, z Włosatego przez połoniny, który przeszedłem kilkakrotnie, daje to dystans całkowity 324 km górami.