4 -8.08.2018 Fogarasz - Sybin
Dzisiaj zmieniamy lokalizację i przenosimy się na 3 dni do Sybina, Dystans zaledwie 150 km, to wcale nie mała odległość jak na tutejsze realia. Trzeba liczyć sobie grubo ponad 2 godziny. Zjechaliśmy z gór, więc robi się coraz cieplej. Po drodze przejeżdżamy przez miasto Fogarasz, w którym znajduje się twierdza. To nie twierdza jest widoczna z daleka, lecz ogromy budynek cerkwi świecący złotymi kopułami w blasku słońca.
Po wjeździe do miasta, twierdza znajduje się na wysokości cerkwi po lewej stronie. Jest widoczna i dobrze oznakowana. I co należy odnotować, po raz pierwszy w tym kraju bezpłatny parking. Samochodów sporo, choć tłoku wielkiego nie ma. Robi się patelnia, temperatura przekracza 30 stopni.
Forteca Fogaras, zachowała się po dziś dzień w dobrym stanie. Wybudowana około 1310 roku, została znacząco przebudowana na początku XVII wieku przez księcia Gabriela Bethlena. Nadano jej renesansowy charakter, a umocnienia uchodziły obok twierdzy w Devie za jedne z najlepszych w całej Rumunii. Zamku używano jako budowli obronnej i koszar aż do XX wieku. Po 17 września 1939 służył jako więzienie dla polskich żołnierzy internowanych w Rumunii. Za czasów komunizmu mieściło się w nim ciężkie więzienie. Budowla sprawia bardzo sympatyczne wrażenie, bilet wstępu kosztuje 15 złotych. Podzielona na 3 piętra prezentuje kolekcje zbroi, wołoskich strojów ludowych, ikon na szle, gobelinów, narzędzi tortur. Jest także sala tronowa i nieco odrestaurowanych mebli.
Forteca Fogaras, zachowała się po dziś dzień w dobrym stanie. Wybudowana około 1310 roku, została znacząco przebudowana na początku XVII wieku przez księcia Gabriela Bethlena. Nadano jej renesansowy charakter, a umocnienia uchodziły obok twierdzy w Devie za jedne z najlepszych w całej Rumunii. Zamku używano jako budowli obronnej i koszar aż do XX wieku. Po 17 września 1939 służył jako więzienie dla polskich żołnierzy internowanych w Rumunii. Za czasów komunizmu mieściło się w nim ciężkie więzienie. Budowla sprawia bardzo sympatyczne wrażenie, bilet wstępu kosztuje 15 złotych. Podzielona na 3 piętra prezentuje kolekcje zbroi, wołoskich strojów ludowych, ikon na szle, gobelinów, narzędzi tortur. Jest także sala tronowa i nieco odrestaurowanych mebli.
Najlepiej jednak budowla prezentuje się z zewnątrz. Zobacz plan zewnętrzny, parter twierdzy, 1 piętro, 2 piętro
Dalej już kilkadziesiąt kilometrów i Sybin przed nami. Zaczynają się problemy. Okazuje się, że w chacie, którą sobie zarezerwowaliśmy nastąpiła awaria i brakuje ciepłej wody. Właściciel proponuje nam, że w ciągu godziny znajdzie dla nam inne miejsce na nocleg. Jest już po 17, więc się zgadzamy. Przez whatsa, wysyła nam ślad z GPS, gdzie mamy jechać. Wszystko fajnie, tylko, ze znaki prowadzą najpierw stronę zoo, a następnie lądujemy w/g wskazań na parkingu jakiegoś ogromnego skansenu, gdzieś poza miastem. To chyba nie to miejsce. Dzwonimy, przyjeżdża do nas kobieta i prowadzi nas pod pensjonat, jeden zjazd dalej. Okazuje się, że jesteśmy w ogromnym skansenie o nazwie Astra National Musem Complex i tam znajduje się nasz pensjonat. Na ponad 100ha w zalesionym terenie znajduje się około 300 obiektów sprowadzonych z całego kraju i przedstawiających różne aspekty życia, od domostw, poprzez budynki gospodarcze, aż do mniejszych lub większych przedmiotów codziennego użytku. Należy dodać, iż jest to jeden z większych skansenów tego typu w Europie.
Sporych rozmiarów jezioro na początek, w tle góry. Jest tego naprawdę dużo. Chaty, warsztaty chłopskie, młyny, wiatraki, kaplice z ikonami malowanymi na drewnie, kościół, kamienne krzyże, gdzieś nadal pasą się owce. Zachowano jakiś klimat Siedmiogrodu. I dodatkowo wszystko dobrze wkomponowane w otoczenie. Niby nic nadzwyczajnego, ale obejście tego zajmuje nam grubo ponad dwie godziny. Bez wchodzenia do środka, bo wieczorem po 18 wejście za friko, ale chałupy już pozamykane. Niestety w Polsce nie mamy niczego choćby podobnego.
Dalej już kilkadziesiąt kilometrów i Sybin przed nami. Zaczynają się problemy. Okazuje się, że w chacie, którą sobie zarezerwowaliśmy nastąpiła awaria i brakuje ciepłej wody. Właściciel proponuje nam, że w ciągu godziny znajdzie dla nam inne miejsce na nocleg. Jest już po 17, więc się zgadzamy. Przez whatsa, wysyła nam ślad z GPS, gdzie mamy jechać. Wszystko fajnie, tylko, ze znaki prowadzą najpierw stronę zoo, a następnie lądujemy w/g wskazań na parkingu jakiegoś ogromnego skansenu, gdzieś poza miastem. To chyba nie to miejsce. Dzwonimy, przyjeżdża do nas kobieta i prowadzi nas pod pensjonat, jeden zjazd dalej. Okazuje się, że jesteśmy w ogromnym skansenie o nazwie Astra National Musem Complex i tam znajduje się nasz pensjonat. Na ponad 100ha w zalesionym terenie znajduje się około 300 obiektów sprowadzonych z całego kraju i przedstawiających różne aspekty życia, od domostw, poprzez budynki gospodarcze, aż do mniejszych lub większych przedmiotów codziennego użytku. Należy dodać, iż jest to jeden z większych skansenów tego typu w Europie.
Sporych rozmiarów jezioro na początek, w tle góry. Jest tego naprawdę dużo. Chaty, warsztaty chłopskie, młyny, wiatraki, kaplice z ikonami malowanymi na drewnie, kościół, kamienne krzyże, gdzieś nadal pasą się owce. Zachowano jakiś klimat Siedmiogrodu. I dodatkowo wszystko dobrze wkomponowane w otoczenie. Niby nic nadzwyczajnego, ale obejście tego zajmuje nam grubo ponad dwie godziny. Bez wchodzenia do środka, bo wieczorem po 18 wejście za friko, ale chałupy już pozamykane. Niestety w Polsce nie mamy niczego choćby podobnego.
5.08 - Sybin
Sybin (niemiecki Hermannstadt) - zupełnie inne miasto niż
Braszow, pomimo, iż to nadal Transylwania. Nazywane w przewodnikach
"małym Wiedniem", ma coś rzeczywiście z klimatu pięknego Wiednia, który
bardzo lubię. Miasto mniejsze, z ciekawym starym rynkiem, właściwie
dwoma rynkami i trzema katedrami. Zwyczajowo w XVII wieku opisywano
Sybin jako najbardziej wysunięte na wschód miasto kultury
zachodnioeuropejskiej. Było niegdyś także ważnym skrzyżowaniem szlaków
pocztowych biegnących na wschód – do Turcji i dalej do Persji, Chin. No i
byli tutaj nasi, w 1849 roku bitwą przeciwko połączonym siłom
austriacko-rosyjskim dowodził generał Józef Bem.
Jedną z osobliwości miasta jest "most kłamców". Most łączy Mały Rynek
z placem na którym mieści się katedra ewangelicka. Jest niewielki i nie
ma pod nim rzeki tylko zakręca wąska uliczka, którą możemy zejść do
Dolnego Miasta.
Most Kłamców był pierwszym żeliwnym mostem w Transylwanii zbudowanym w
XIX wieku. Legenda powiada, że jeśli przejdzie po nim kłamca to most
się zawali. Jednakże nikt się obecnie nią nie martwi, tysiące razy
przechodził mostem Nikocolae Ceauşescu i most ani drgnął. Ja także
przeszedłem spokojnie jak masa innych ludzi wokoło. Dalej docieramy do
Dużego Rynku. Masa otwartych kawiarenek i restauracji, trochę markowych
sklepów z ciuchami z wyższej półki także czynnych. Miasto wygląda na
czyste i zadbane, w 2007 było Europejska Stolicą Kultury, a to jak widać
zobowiązuje. Wszędzie widać remontowane zabytki i odnowione fasady. Zobacz plan miasta
Dla mnie jedną z ciekawostek miasta jest Sobór Trójcy Świętej w
Sybinie, jednocześnie katedra archieparchii Sybinu oraz metropolii
siedmiogrodzkiej Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego. Piękna budowla
widoczna już z daleka, ale dopiero po wejściu do środka widać ikonostas i
piękno zdobień na wszystkich ścianach i kopułach świątyni, których jest
niemało.
Będąc w środku trafiliśmy na ceremonię chrztu, która wygląda zupełnie
inaczej niż w naszym obrządku. Miłym zaskoczeniem było to, iż nikt nie
chciał nawet złamanego centa za wstęp do tak pięknego obiektu.
Wieczorem wyszedłem jeszcze na rynek zobaczyć występny na scenie i
przejść się pośród miejscowych, którzy po upalnym dniu tłumnie wylegli
na miasto.