1 - 3.11.2018 Karkonosze
Już niemal zapomniałem jak się jedzie pociągiem w góry. Dawno to było, gdy wieczorem stawałem na peronie wypatrując wagonów nocnego pociągu do Jeleniej Góry. Jedziemy na krótki 3 dniowy wyjazd, w miejsca które doskonale znamy, aby w ciszy poszwendać się trochę po górach. Pogoda tym razem ma dopisywać, zapowiedzi są optymistyczne, co jak wiadomo będzie kluczowe.
Na samym początku już miła niespodzianka. Kuszetki są teraz 3 łóżkowe. Całe lata nie jechałem, więc nie wiem jak to teraz wygląda. Kabina zamykana jak w wagonie sypialnym, umywalka wewnątrz i nawet jest ciepła woda. Ledowe światła nad każdym łóżkiem, da się nawet czytać - zabrałem ze sobą 3 tom Łemków. Zupełnie inny komfort jazdy.
Rano, gdy spoglądam za okno, istotne jest tylko jedno pytanie, czy będzie pogoda? Dzisiaj zapowiada się, że będzie ładnie. Pociąg monotonnie przebija się przez górskie zakręty. Słońce wyłania się gdzieś znad horyzontu. Do Jeleniej coraz bliżej.
1 listopada - czwartek
Powoli docieramy do Jeleniej. PKS do Karpacza 8:33, jedzie w dni świąteczne, czyli dzisiaj 1 listopada także. Jazda do Karpacza przebiega szybko i bez problemów. Na miejsce, chwila na odpoczynek i ruszamy w stronę Wangu. Niestety na autobus do góry nie ma co liczyć. Idę zagadać do taksówkarzy, ile chcą. Cenę rzucają zaporową jakby nie chcieli zarobić. Dołącza się do rozmów jeden facet z przystanku, też chce jechać do góry. Idę negocjować cenę i ruszamy.
Jest słonecznie i ciepło jak na tą porę roku. Na początek Wang i tutaj nowość. Nawet aby wejść na plac przed świątynię, płacisz 1 zł. Nie marudzimy wiele tylko ruszamy w stronę Samotni. Idzie się dobrze, lekko wieje ale jest przyjemnie. Na rozdrożu wieje już nieco mocnej, chwila odpoczynku i skręcamy szlakiem w stronę Domku Myśliwskiego. Powoli, cały czas regularnie w górę. Po dojściu do chatki okazuje się, że zamknięta w listopadzie, choć ludzi kręci się dosyć sporo. Wzdłuż skał idziemy do Samotni. Im bliżej celu, las się kończy, tym bardziej wieje. Nad stawem już wieje bardzo mocno, fale niemal jak nad morzem. Chowamy się do schroniska, ludzi multum. Wszystkie miejsca niemal zajęte. Znajduje się spokojne miejsce w kącie sali, już kiedyś tutaj siedziałem. Pijemy kawę, do tego szarlotka i chwila odpoczynku. Słońce świeci coraz jaśniej nad horyzontem.
2 listopada - piątek
Na dzisiaj zaplanowałem Śnieżkę. Byłem tam już niezliczoną ilość razy o każdej porze roku. Tym razem wymyśliłem nieco inną kombinację szlaków niż zazwyczaj. Najpierw żółtym szlakiem z Karpacza Doliną Łomniczki do schroniska, następnie czerwonym szlakiem do Domu Śląskiego. Dalej standardowo na Śnieżkę. Kolejny odcinek na zachód do czeskiej Chaty Jelenki, następnie w stronę Sowiej Przełęczy i w dół do Karpacza przez Wilczą Porębę. Na wszystko założyłem sobie około 6 godzin.
Pogoda sprzyja od rana. Piękne słońce. Ruszam o 9:15 i po kilku minutach wchodzę na żółty szlak do Doliny Łomniczki. Trochę pokręcony w swoim dolnym odcinku.Tubylcy znający lokalne ścieżki, zapewne mogą go nieco skrócić. 2 zwalone drzewa skutecznie blokują szlak. Trzeba je ominąć. Dalej już spokojnie. Punktualnie o 11 staję przed schroniskiem.
Wiele wody w Wiśle, od mojej ostatniej wizyty, ale wszystko wygląda niemal identycznie. Gdy jem bułkę, obok przysiadają się dwa koty. Sądzą, że coś dostaną i nie mylą się. Dostały coś do jedzenia. Ruszam wyżej. Dolina teraz intensywnie pnie się do góry. Po 45 minutach symboliczny cmentarz ludzi, którzy odeszli w górach. Zatrzymuję się na chwilę - w końcu dzisiaj dzień zaduszny. Pogoda piękna i szczyt rysuje się okazale ponad wysoką granią. Kilka minut stromego podejścia i jestem przy Domu Śląskim.
Wiele wody w Wiśle, od mojej ostatniej wizyty, ale wszystko wygląda niemal identycznie. Gdy jem bułkę, obok przysiadają się dwa koty. Sądzą, że coś dostaną i nie mylą się. Dostały coś do jedzenia. Ruszam wyżej. Dolina teraz intensywnie pnie się do góry. Po 45 minutach symboliczny cmentarz ludzi, którzy odeszli w górach. Zatrzymuję się na chwilę - w końcu dzisiaj dzień zaduszny. Pogoda piękna i szczyt rysuje się okazale ponad wysoką granią. Kilka minut stromego podejścia i jestem przy Domu Śląskim.
To co tutaj widzę dosłownie przytłacza. Jakiś dziki tłum ludzi. Ciepło i piękna pogoda ściągnęły masy. W dodatku od kiedy po czeskiej stronie gondola dociera na szczyt, już tutaj masa Czechów. Na horyzoncie pokazują się złowrogie chmury i jakby szybko się zbliżały. Startuję do góry przeciskając się między ludźmi. Mam wrażenie, że to kolejna cepostrada. Gdy docieram na szczyt chmury już królują na niebie. Robi się nieco chłodno. Schronisko po polskiej stronie nadal nieczynne. Wszyscy siedzą w czeskim "klocku".
Chwila odpoczynku i dalej czerwony szlak do Chaty Jelenki. Znaki pokazują godzinę. Ruszam przed siebie. Szlak główną granią, nieco monotonny, wśród kosodrzewiny. Co pewien czas, męczące dla nóg, ostre stopnie w dół. Najgorsze są bardzo strome schody przed samym schroniskiem. Wpadam do środka a tutaj wszystkie miejsca siedzące zajęte. Kolejka do połowy sali. Masa ludzi siedzi przed budynkiem. Wiec pomysł, że coś tutaj zjem, raczej nierealny.
Łyk gorącej herbaty z termosu, który zawsze targam ze sobą i po 10 minutach jestem na Sowiej Przełęczy. Stąd czarnym szlakiem dalej. Pierwszy odcinek stromo w dół. Po 30 minutach za mostem już nieco spokojniej. Dalej zakosami, ścieżką brzozową i widać już dolne dzielnice Karpacza. Zdrowo zmęczony około 15:50 docieram do kwatery. Przyznam, że kombinację wybrałem najcięższą i nogi dostały zdrowo. Ale, po to chodzimy po górach :-)
3 listopada - sobota
Miałem w planach na dzisiaj Skalny Stół, ale niestety chyba nic z tego. Od rana zachmurzenie pełne, typowy zgniły niż. Z okna nawet nie widzę gór, w dodatku pada, temperatura znacznie spadła. Kolejny raz, nie uda mi się wyjść do tego miejsca. Nogi też nie odzyskały formy po wczorajszym rajdzie.
Idziemy do aquaparku, który jest przy hotelu Sandra&spa. Znajduje się dosłownie tuż za płotem, wiec nie trzeba daleko się przemieszczać.
Dzisiaj nie nadaję się na jakiekolwiek wędrówki. Sam kompleks za niewygórowaną sumę oferuje chyba wszystko, co powinno znaleźć się w takim miejscu. Baseny, zjeżdżalnie, saunę, jacuzzi różnego rodzaju, wiry, sztuczne fale, itp, itd. Całkiem sympatyczne miejsce.
Dużo taniej niż w Gołębiewskim powyżej i to za dłuższy czas wstępu. To dobra alternatywa dla całej rodziny na szary i obleśny dzień jak dzisiaj.
Po basenie ostatni spacer po mieście. Wczorajszy tłum spod Śnieżki, dzisiaj szwenda się po deptaku. Wiadomo pogoda mocno zniechęcająca. Ostatnie zakupy, jedzenie na drogę i około 18:30 łapiemy busa na dworzec PKP do Jeleniej. Czasu do odjazdu pociągu sporo, ale był to ostatni bus, przy którym mieliśmy pewność, że pojedzie na dół. W końcu mamy sobotę wieczór.
Dzisiaj nie nadaję się na jakiekolwiek wędrówki. Sam kompleks za niewygórowaną sumę oferuje chyba wszystko, co powinno znaleźć się w takim miejscu. Baseny, zjeżdżalnie, saunę, jacuzzi różnego rodzaju, wiry, sztuczne fale, itp, itd. Całkiem sympatyczne miejsce.
Dużo taniej niż w Gołębiewskim powyżej i to za dłuższy czas wstępu. To dobra alternatywa dla całej rodziny na szary i obleśny dzień jak dzisiaj.
Po basenie ostatni spacer po mieście. Wczorajszy tłum spod Śnieżki, dzisiaj szwenda się po deptaku. Wiadomo pogoda mocno zniechęcająca. Ostatnie zakupy, jedzenie na drogę i około 18:30 łapiemy busa na dworzec PKP do Jeleniej. Czasu do odjazdu pociągu sporo, ale był to ostatni bus, przy którym mieliśmy pewność, że pojedzie na dół. W końcu mamy sobotę wieczór.