25.07 - 1.08. 2017 Austria - Alpy - Taury Wysokie


W niedzielę dotarliśmy do Mallnitz i od razu niemiła niespodzianka jest zimno, nawet bardzo zimno jak na lato. Rok temu o tej porze było bardzo ciepło, teraz niestety. Cały poniedziałek spędzamy na miejscu, po południu wizyta na basenie.
 
We wtorek od rana nieco lepsza pogoda, więc wybór pada na Goldeck. Kolejny szczyt, będący w pakiecie, gdy otrzymasz Kartę Karyntii. Szeroko reklamowany tutaj na ulotkach. Aby dostać się do tzw. Goldeck Bergbahnen należy jechać w kierunku miasta Spittal an der Drau. Nieco wcześniej znaki kierują już na parking. I tutaj mała zmyłka, pierwszy parking, z którego widać liny kolejki linowej - to nie ten. To wersja kolejki zimowej. Aby odjechać letnią wersją należy pojechać kilometr dalej na niepozorny parking, skąd jadą wagony starej kolejki na Goldeck.
Kolejka jest dwuetapowa. Pierwszy wagon, dosyć szybko dociera na wysokość 1640 metrów, gdzie znajduje się Mittelstation, czyli miejsce przesiadki. Można tutaj zakończyć podjazd, znajduje się tutaj węzeł szlaków i ruszyć przed siebie.
Jeżeli zdecydujesz się kontynuować podjazd, drugim nieco mniejszym wagonikiem docierasz do miejsca o nazwie Restaurant Bergstation, skąd już tylko kilkanaście minut i jesteś na szczycie Goldeck czyli na wysokości 2142 metry. Obok krzyża na szczycie kręci się trochę ludzi, co jest zrozumiałe, bo to bardzo dobry punkt widokowy nie tylko na Alpy po austriackiej stronie, ale także na słoweńskie Alpy Julijskie i włoskie Dolomity. 


Nawet przy przeciętnej widoczności jak dzisiaj. Oczywiście z każdej strony tablice z opisem widniejących szczytów na horyzoncie. Znajduję na nich Triglav.... czyli miejsce mojej ubiegłorocznej porażki :-) 
Oczywiście odnajduję jego bryłę, dobrze dzisiaj widoczną. Poniżej znajduje się niewielkie przytulne schronisko. Dalej można zejść na przełęcz, gdzie znajdują się ławki i rozchodzą się szlaki we wszystkie możliwe strony. Wchodzimy na kolejny szczyt, skąd jest nieco rozleglejsza panorama. 

                 
 



Wracamy do górnej stacji kolejki, skąd po kilku minutach wagonik zabiera nas do średniej stacji. Oczywiście nie ma żadnych kolejek ruch odbywa się niemal na bieżąco. Przy pośredniej stacji można wysiąść i wyjść na kolejne szlaki. Jeden z nich prowadzi pod widoczny pod lasem Alpenhof. 


Bardzo klimatyczny budynek, można dostać coś do jedzenia,ładny widok na góry. Obok znajduje się mały budynek określany jako muzeum. Tak naprawdę to chata pokazująca, jak dawniej żyło się w starej chacie na takiej wysokości. Na zdjęciu widoczna po prawej stronie. Dalej już tylko zjazd kolejką do miasta. 
 
27.07 - Schronisko Jamnigalm 1748 m.
 
Od rana poprawiła się znacznie pogoda, za oknami w końcu piękne słońce. Zaplanowaliśmy na dzisiaj niezbyt wymagający szlak Doliną Tauerntal do Schroniska Jamnigalm, znajdującego się na wysokości 1748 metrów. Szlak wiedzie początkowo dnem doliny. Moje ulubione do porannych biegów. Spokojne miejsce, nie ma tutaj niemal nikogo od rana, co prawda poprowadzony asfalt, ale nie kręcą się tam samochody, ewentualnie te ze schroniska, dowożące towar.


Zaraz za Mallnitz, przy niewielkim moście po lewej stronie, pojawiają się znaki zimowego szlaku dla nart biegowych. Po całej dolinie chodzi masa kucyków, koni i krów, które można swobodnie głaskać, niemal same lepią się do ludzi. Pokoło2,5 km docieramy do pierwszego schroniska. Niewielka chatka na wysokości 1290 metrów, czyli tutaj praktycznie na dnie doliny o nazwie Stockerhutte. Warto wdepnąć tutaj ze względu na całą masę biegających zwierząt, są nawet świnie wietnamskie. Czas nagli wychodzimy wyżej. Mapa poglądowa jak to wygląda wyżej:


Zaraz za schroniskiem znajduje się szlaban. Jeżeli masz zamiar wjechać wozem pod schronisko. Wrzucasz 5 Euro i szlaban się podnosi. Szlak nie jest zbyt zachwycający cały czas asfaltowa droga. Za to wraz ze wzrostem wysokości wyłaniają się coraz bardziej rozległe panoramy. 
Po około godzinie docieramy do niewielkiego parkingu, gdzie czeka kilka wozów a stąd do budynku schroniska zaledwie 10 minut.
Gdy staniesz u progu schroniska, widzisz, iż jesteś na dnie doliny, skąd dopiero zaczynają wychodzić szlaki na kolejne szczyty. Widok w dół:


Cisza i spokój w około -  czyli to po co idziemy w góry. Jemy coś w schronisku i wychodzimy na mały rekonesans do wyższej doliny. Na początku ścieżki niewielka furtka, którą wychodzi się na szlak. Widoki na okoliczne szczyty, które w nocy lekko przyprószył śnieg. 


Wracamy do Mallnitz tym samym wariantem szlaku, Niemęcząca, jednodniowa wycieczka, idealna dla rodzin z dziećmi. Odcinek szlaku prosty i niezbyt wymagający. Możliwe jest także wejście lub zejście przez las. Wejście na szlak znajduje się przy mostku wspomnianym powyżej. 
 
28.07 - Przełęcz Hochtor pod Grossglockner
 
Drugi dzień ładnej pogody. Wybór pada na okolice Grossglockner. Byłem w tamtej okolicy 1 lipca 2008 roku, minęło trochę czasu. Wtedy wjechaliśmy wysokogórską Grossglocknerstrasse. Piękna widokowo trasa, odcinek ponad 40 km, wymagająca umiejętności jazdy od kierowców w wysokich górach,. Dodatkowo niezawodnych hamulców, a raczej hamowania silnikiem, bo inaczej hamulce spalone!   
Ruszamy drogą w kierunku na Lienz, w miejscowości Winklern, znajdują się pierwsze znaki kierujące pod Grossglockner. Lekki zakręt w prawo i w górę. Kilkanaście kilometrów, niezbyt stromo do miasteczka Heiligenblut, które jest dobrym punktem widokowym. Tutaj masz dwa wyjścia: zostawiasz samochód na płatnym parkingu (jedyny w okolicy), lub decydujesz się na jazdę wyżej, płatną Hochalpenstarsse, odcinek około 12 km, cena ponad 20 Euro, na parking pod Grossglockner.
Ponieważ byliśmy już tam, wybieramy pierwszy wariant i zostawiamy samochód. Następnie 3 etapową kolejką, która oczywiście jest w karcie bezpłatnie, dostajemy się na przełęcz Hochtor, punkt o nazwie Shareck na wysokość 2600 metrów. 


Rozległa panorama na wszystkie, możliwe strony świata. Feria barw i kolorów, skały mają różny odcień w zależności jak pada światło słoneczne, jak chmury rzucają cienie. Samego szczytu nie widać niestety, zasłonięty dzisiaj chmurami. Cały krajobraz robi jednak niezapomniane wrażenie:  


Niestety nici z widoków na Wielkiego Dzwonnika. Grossglockner schowany gdzieś w tle:
 

Jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc w tym parku narodowym. Wracając po lewej stronie niemal zaraz za Heiligenblut widoczny jest całkiem sporych rozmiarów wodospad. Przed nim znajduje się parking  z odpowiednią platformą widokową. Do wodospadu dorobiono odpowiednią legendę o księżniczce..itp..itd. Opisana jest na tablicach  w kilku językach. Pod wodospad prowadzi oczywiście szlak pieszy i można podziwiać go z bliska:

 
 
 
29.07 - Doliną Dösen Tal do  Dösener See
 
Po paru dniach dobrej aury, niestety od rana pogoda nie najlepsza. Zgodnie z tym co sobie założyłem, ruszam przed 8 rano. Chmury nad górami i wieje umiarkowany wiatr. Jest dosyć przyjemnie. Mijam dworzec kolejowy w Mallnitz i dalej z buta do góry, przez dzielnicę Dosen. Niecałą godzinę trwa podejście na górny kraniec wioski. Znajduje się tutaj niewielki parking (oczywiście darmowy). Przyznam szczerze, że ze względu na nachylenie drogi i bardzo wąski trakt, który wyklucza wyminięcie się z innym wozem, nie odważyłem się, aby podjechać tutaj własnym samochodem. Ale jak widzę na parkingu - odważnych nie brakowało. Mały odpoczynek, łyk wody i do góry!

Uwaga! - dolina posiada cztery poziomy, dopiero przy czwartym dotrzesz do schroniska. Pierwsza dolinka, szlak zwany Blockgletscherweg  Dösental, raczej spokojny odcinek, tylko lekko nachylony, prowadzi do niewielkiego jeziora Konradlacke. Wychodzi słońce, chmury nagle gdzieś znikają. Tuż przy jeziorze znajduje się alpejska chatka do złudzenia przypominająca schronisko (1616m). Nic z tego to prywatny dom - ktoś sobie tutaj mieszka w parku narodowym. Jak się okazuje, to wcale nie tak rzadkie tutaj.
Za jeziorem zaczyna się dosyć strome podejście przez  gęsty las. Temperatura rośnie robi się coraz cieplej, wilgotność rośnie. Przez pewien czas ścigam się  z grupką Austriaków. Dwie pary. Raz oni są wyżej, raz ja. W końcu daję za wygraną, mają kije trekkingowe, ja  niestety tym razem nie.
Las i podejście kończy się na wysokości 1976 metrów. Na skale widać kolejna chatę, (Dösener Hutte) to wbrew nazwie raczej nie schronisko, choć może powinno.  Miejsce jest bardzo klimatyczne, może dopiero trwa jego budowa lub remont - bo tak mi to wygląda.


Przy szlaku znajduje się źródło, ogrodzone i dobrze widoczne. Warto zaopatrzyć się w wodę, moje zapasy się już uszczupliły. Ławki obok, można odpocząć przed ostatnim podejściem odcinkiem o nazwie Dösner Alm. Tutaj trzeba pokluczyć nieco pomiędzy strumieniami, wypływającymi z wodospadu widocznego na progu skalnym powyżej. 


Zaczyna się ostatni, stromy, skalny odcinek wiodący skalnymi występami  wzdłuż wodospadu. Stając na półce skalnej, udaje mi się nagrać panoramę wokół:



Gdy wejdziesz na półkę skalną, schronisko Arthur Schmid-Haus na wysokości 2275 metrów masz już na wyciągniecie ręki. Cel przed Tobą! Dolina jest piękna, wokół skaliste szczyty, pogoda mi jednak dopisała, rano nie byłem tego taki pewien, choć prognozy były optymistyczne.


Z bliska schronisko prezentuje się bardzo okazale, zadbane i odnowione, jak większość tutejszych obiektów. Przed schroniskiem spory taras na którym można spocząć i zamówić coś ciepłego do zjedzenia. Widoki niemal bajeczne na każdy stronę.


Jest to oczywiście węzeł szklaków i dopiero stąd wychodzą te odcinki, które prowadzą na okoliczne szczyty, ale myślę, że to wyprawy na minimum dwa dni, z noclegiem w schronisku. Oprócz widoków na miejscu uderza lazur jeziora. Cicho i spokojnie, trochę ludzi przy schronisku, może garstka. Nad samym jeziorem można bez problemu posiedzieć w ciszy majestatu gór i napawać się kolorem lazurowej wody.


Zaczynam odwrót tą samą wersja szlaku. Nawet wracając otwierają się widoki na drugą stronę. W lesie słońce już całkiem zdrowo przypieka, szukam cienia wszędzie gdzie tylko można, kończy się woda. To akurat nie problem bo na skraju lasu maluje się taki widok z jeziorem w tle:


Po prawie 8 godzinach docieram na parking w Dösen. Jedna ważna informacja - od tego miejsca, przez cała dolinę Dösen Tal, telefony nie mają zasięgu. Jest to tutaj rzadkie, niemal niemożliwe, ale niestety. Gdy idziesz sam, może mieć to kluczowe znaczenie w razie wypadku. Pamiętaj o tym!
Jeden z ładniejszych szlaków jakie tutaj przeszedłem, ze wszech miar godny polecenia wytrawnym turystom :-)
 
 
 
26.07 Klagenfurt - Planetarium i Pyramidenkogel
 
Pogoda od rana nie najlepsza, więc aby racjonalnie wykorzystać kartę, jedziemy do Klagenfurtu. Pogoda niezbyt sprzyjająca, wiec na początek Planetarium w Klagenfurcie i seans pt. "Ziemia - podróż w czasie" Spektakl od strony technicznej i merytorycznej zrobiony rewelacyjnie i byłem pod wrażeniem jakości jego wykonania i przedstawienia.  

Drugim punktem dnia była Piramidenkogel, czyli wieża obserwacyjna wybudowana na wzgórzu pomiędzy dwoma jeziorami nad Wortersee. Jest już dobrze widoczna  z daleka, z miasta prowadzą znaki, ale trzeba nieco podjechać pod górkę, szczególnie na ostatnim etapie jazdy. pod wieża znajdują się dwa parkingi, dosyć dobrze oznakowane. Widok z wieży sięgający po Dolomity i Alpy Julijskie, niestety widoczność dzisiaj pozostawia bardzo dużo do życzenia, lecz Triglav widoczny nie najgorzej. Widok na każdą ze stron. Może pogoda i widoczność nie najlepsza, ale nawet przy dzisiejszej robią wrażenie!



 
 31.07 - 1.08 - Völkermarkt - Bratysława - Stráňavy - Uście Gorlickie 

Ostatni nasz dzień i odjazd do Polski. Aby za szybko nie wrócić i wykorzystać magiczną kartę, zatrzymujemy się na większość dnia na basenie w miejscowości Völkermarkt. Małe miasteczko, ale basen jak najbardziej na poziomie (kliknij tutaj). Jest wszystko, co tylko można chcieć od basenu i w dodatku upał. 
 



Po godzinie 16:00 ruszamy do Bratysławy, gdzie mamy nocleg w jednym z hoteli. Docieramy około 20:00. Hotel niby 2 gwiazdki, ale syf i skis niesamowity. Rodem z poprzedniej epoki. Powypalane meble pieronami, dziury w materacach, wiec rano czym prędzej ewakuacja. Ponieważ chcemy pojechać jeszcze na kilka  dnia w Beskid Niski, w Żylinie obieramy kierunek na wschód. Upał niemiłosierny, więc zatrzymujemy się na całkiem sympatycznym basenie w miejscowości
Stráňavy (kliknij tutaj). Ruszamy około 16:00 i autostradą jedziemy w kierunku przejścia granicznego w Piwnicznej, skąd już nie daleko do Uścia Gorlickiego, gdzie nad Jeziorem Klimkowskim mamy nocleg.
 

Popularne posty z tego bloga

29.01 - 4.02.2024 - Góry Majorki

6.08 - 11.08.2024 - GSB - Beskid Żywiecki do Rabki - 112 km górami

1 - 4.11. 2023 - Budapeszt