27.06 - 10.07.2005 Bułgaria - Złote Piaski
Od mojej ostatniej wizyty w Bułgarii minęło dobrych kilka lat. Jadąc tym razem zastanawiałem się ile zmieniło sie w tym kraju. Po wjeździe do Rumunii, od razu widać było, że ostatnie lata nie przyniosły tutaj jakiejś nadzwyczajnej rewolucji, szczególnie na terenach leżących przy granicy Ukraińskiej. Im dalej na południe, bliżej Morza Czarnego i portów, różnica była coraz bardziej widoczna. Nie zmienia to oczywiście faktu, ze przejazd przez oba kraje nie należy do szczególnej przyjemności! Granica rumuńsko – bułgarska to nadal żenada, chociaż wojska z kałachami już nie ma. Za to korupcja rozwinięta na maxa - biorą wszyscy i wszystko! Generalnie wyjazd do Bułgarii nie napawa szczególnym optymizmem i od razu widać, że do europejskich standardów wiele im jeszcze brakuje! Od razu człowieka uderza jakaś totalna bieda i brak dbałości o jakiekolwiek miejsca w tym kraju. Relikt komunizmu funkcjonujący w najlepsze. Złote Piaski to typowy nowobogacki kurort, enklawa na pustyni biedy. Trzeba przyznać, że główne ulice niczym nie odbiegają od najlepszych zachodnich kurortów. Hotele 5 gwiazdkowe wyrastają nad Morzem Czarnym jak grzyby po deszczu. Po rozmowie z osobą z hotelu wiedziałem już jakim cudem. Ruska mafia kupuje tereny nad morzem i buduje tam hotele dla bogatych turystów z Niemiec i Anglii. Ceny nie są za wysokie, porównywalne z tymi u nas, tylko pytanie na co stać Bułgarów, bo na pewno nie na to, co jest tam w sklepach. Dziwny kraj i dziwne, ale bardzo ładne miejsce!
2 lipca - sobota - Nesebar
Mam okazję pojechać dzisiaj do Nesebaru. Ruszamy rano i jedziemy autobusem na południe w stronę granicy tureckiej. Wbrew pozorom upałów nie ma i jedzie się w miarę, szybko mijamy Warnę i wzdłuż wybrzeża przesuwamy się na południe, po drodze mijając bułgarskie winnice. W pewnym momencie autobus zatrzymuje się na „zajeździe” – rodem z głębokiej epoki PRL-u. Pomimo, że zatrzymują się tutaj same zagraniczniaki, widok jest nieco szokujące. Gdy wysiadłem z autobusu z jedzeniem w ręku od razu obskoczyły mnie 4 wygłodniałe wilczurki! Po około 4h jazdy docieramy na miejsce małym przesmykiem gdzie gramolą się i samochody i autobusy. Sam Nesebar leży na niedużej wyspie. Swoim położeniem przypomina mi Dubrownik, ale w wersji nieco zminiaturyzowanej. Główną atrakcją miejsca są cerkwie, zarówno te dawne jak i te współczesne. Jest ich kilka i to pochodzące z różnych epok, wiele razy przebudowywane i zmieniane. Oprócz typowo wschodnich budowli, niektóre ruiny przypominały mi rzymskie ruiny znajdujące się w Chorwacji. Oprócz tego w miasteczku widać pozostałości po czasach greckich, dawne mury obronne, nowe i przebudowane cerkwie, podcieniowe domy, typowe dla ciepłego, południowego klimatu. Jednym słowem dobrze zachowane i przyjemne miasteczko. Dużo wąskich uliczek i jeszcze więcej sklepów z pamiątkami i innymi bibelotami wystawionymi na turystów. Można obejść sobie całą wyspę dookoła, lub popłynąć na godzinną rundkę statkiem wokół. Popłynąłem i bardzo mi przypadł do gustu ten mini rejsik.
W drodze powrotnej do domu zahaczamy o Warnę i jej reprezentacyjny, odnowiony dworzec kolejowy. Przyznaję, robi wrażenie nawet z okien autobusu. Jak się okazuje wyjazd do Warny na zwiedzanie miasta mamy następnego dnia, co niebywale mnie cieszy!
3 lipca - niedziela - Warna
Od rana pogoda jakoś nie za bardzo dopisuje, koleiny dzień, gdy na niebie wiszą gęste szare chmury. Wydawało mi się, że na Morzem Czarnym pogoda gwarantowana, tymczasem jest wprost odwrotnie. Już kolejny dzień jest szaro - buro! Do Warny mam niedaleko i po niecałych 20 minutach jazdy wysiadam w mieście. Typowe duże wschodnio – europejskie miasto, które swoim stylem w niektórych miejscach do złudzenia przypominało mi Lwów. Centralnym miejscem jest Katedra, która już z daleka robi wrażenie swoimi złotymi kopułami typowymi dla stylu prawosławnego. Jej wnętrze okazało się równie interesujące jak wygląd zewnętrzny. Piękne malowidła na ścianach i klasyczny trójpoziomowy ikonostas ociekający złotem. Także tutaj czuje się ten niesamowity klimacik cerkwi. Nie wiem dokładnie, na czym to polega, ale zawsze wchodząc do cerkwi, czy to w Polsce czy w Grecji czy jakimkolwiek innym miejscu mam to odczucie! Kolejnym punktem odwiedzanym przez turystów jest mauzoleum Władysława Warneńczyka w iście wielkopańsko-komunistycznym stylu. Nieco zdziwiło mnie to, że Bułgarzy uważają, w jakimś stopniu, Warneńczyka za swojego króla, co oczywiście nie jest prawdą. Oprócz głównego budynku w parku znajduje się drugi budynek z sarkofagiem króla. Zastanawiałem się intensywnie, kogo tam położono, bo przekonany jestem dogłębnie, że tak naprawdę Warneńczyk leży na Wawelu! Ale nie istotne – Bułgarzy zapewne wychodzą z założenia, że ludzie i tak się nie znają i uwierzą w to, co powie przewodnik! Miejsce ciekawe, aczkolwiek bez zachwytów. Na tym praktycznie kończą się zabytki Warny i ostatnim celem jest rynek, na którym handluje się praktycznie wszystkim i to za naprawdę niskie ceny, od jedzenia przez ubrania, a na srebrze i biżuterii skończywszy! Jak to na wschodnich rynkach bywa trzeba uważać na dzikich handlarzy, przypuszczalnie Turków, lub innych brudasów! Szczególnie przy kantorach, w żadnym wypadku nie wymieniaj u nich forsy!!! Nie przyjemni też są inni, którzy chcą człowiekowi wepchnąć jakąś podróbę za jakąkolwiek cenę. Najlepiej nie zadawać się z nimi i całkowicie ignorować. Poza tym jest jak najbardziej OK. Polecam wszystkim!
2 lipca - sobota - Nesebar
Mam okazję pojechać dzisiaj do Nesebaru. Ruszamy rano i jedziemy autobusem na południe w stronę granicy tureckiej. Wbrew pozorom upałów nie ma i jedzie się w miarę, szybko mijamy Warnę i wzdłuż wybrzeża przesuwamy się na południe, po drodze mijając bułgarskie winnice. W pewnym momencie autobus zatrzymuje się na „zajeździe” – rodem z głębokiej epoki PRL-u. Pomimo, że zatrzymują się tutaj same zagraniczniaki, widok jest nieco szokujące. Gdy wysiadłem z autobusu z jedzeniem w ręku od razu obskoczyły mnie 4 wygłodniałe wilczurki! Po około 4h jazdy docieramy na miejsce małym przesmykiem gdzie gramolą się i samochody i autobusy. Sam Nesebar leży na niedużej wyspie. Swoim położeniem przypomina mi Dubrownik, ale w wersji nieco zminiaturyzowanej. Główną atrakcją miejsca są cerkwie, zarówno te dawne jak i te współczesne. Jest ich kilka i to pochodzące z różnych epok, wiele razy przebudowywane i zmieniane. Oprócz typowo wschodnich budowli, niektóre ruiny przypominały mi rzymskie ruiny znajdujące się w Chorwacji. Oprócz tego w miasteczku widać pozostałości po czasach greckich, dawne mury obronne, nowe i przebudowane cerkwie, podcieniowe domy, typowe dla ciepłego, południowego klimatu. Jednym słowem dobrze zachowane i przyjemne miasteczko. Dużo wąskich uliczek i jeszcze więcej sklepów z pamiątkami i innymi bibelotami wystawionymi na turystów. Można obejść sobie całą wyspę dookoła, lub popłynąć na godzinną rundkę statkiem wokół. Popłynąłem i bardzo mi przypadł do gustu ten mini rejsik.
W drodze powrotnej do domu zahaczamy o Warnę i jej reprezentacyjny, odnowiony dworzec kolejowy. Przyznaję, robi wrażenie nawet z okien autobusu. Jak się okazuje wyjazd do Warny na zwiedzanie miasta mamy następnego dnia, co niebywale mnie cieszy!
3 lipca - niedziela - Warna
Od rana pogoda jakoś nie za bardzo dopisuje, koleiny dzień, gdy na niebie wiszą gęste szare chmury. Wydawało mi się, że na Morzem Czarnym pogoda gwarantowana, tymczasem jest wprost odwrotnie. Już kolejny dzień jest szaro - buro! Do Warny mam niedaleko i po niecałych 20 minutach jazdy wysiadam w mieście. Typowe duże wschodnio – europejskie miasto, które swoim stylem w niektórych miejscach do złudzenia przypominało mi Lwów. Centralnym miejscem jest Katedra, która już z daleka robi wrażenie swoimi złotymi kopułami typowymi dla stylu prawosławnego. Jej wnętrze okazało się równie interesujące jak wygląd zewnętrzny. Piękne malowidła na ścianach i klasyczny trójpoziomowy ikonostas ociekający złotem. Także tutaj czuje się ten niesamowity klimacik cerkwi. Nie wiem dokładnie, na czym to polega, ale zawsze wchodząc do cerkwi, czy to w Polsce czy w Grecji czy jakimkolwiek innym miejscu mam to odczucie! Kolejnym punktem odwiedzanym przez turystów jest mauzoleum Władysława Warneńczyka w iście wielkopańsko-komunistycznym stylu. Nieco zdziwiło mnie to, że Bułgarzy uważają, w jakimś stopniu, Warneńczyka za swojego króla, co oczywiście nie jest prawdą. Oprócz głównego budynku w parku znajduje się drugi budynek z sarkofagiem króla. Zastanawiałem się intensywnie, kogo tam położono, bo przekonany jestem dogłębnie, że tak naprawdę Warneńczyk leży na Wawelu! Ale nie istotne – Bułgarzy zapewne wychodzą z założenia, że ludzie i tak się nie znają i uwierzą w to, co powie przewodnik! Miejsce ciekawe, aczkolwiek bez zachwytów. Na tym praktycznie kończą się zabytki Warny i ostatnim celem jest rynek, na którym handluje się praktycznie wszystkim i to za naprawdę niskie ceny, od jedzenia przez ubrania, a na srebrze i biżuterii skończywszy! Jak to na wschodnich rynkach bywa trzeba uważać na dzikich handlarzy, przypuszczalnie Turków, lub innych brudasów! Szczególnie przy kantorach, w żadnym wypadku nie wymieniaj u nich forsy!!! Nie przyjemni też są inni, którzy chcą człowiekowi wepchnąć jakąś podróbę za jakąkolwiek cenę. Najlepiej nie zadawać się z nimi i całkowicie ignorować. Poza tym jest jak najbardziej OK. Polecam wszystkim!