1.05 - 4.05.2002 Beskidy - Korbielów
1 maja - środa - Pilsko
Z Gdyni wyjechaliśmy punktualnie i oczywiście, jak co roku, ludu na maxa. W Gdańsku nie było już wolnych miejsc i reszta ludzi sterczała na korytarzu. Wysiadaliśmy w Katowicach, i jak to często bywa mieliśmy pół godziny opóźnienia. Pośpieszny do Zakopanego miał podjechać na peron o 6:55. Dla urozmaicenia podróży zapowiedziano, że w dniu dzisiejszym wyjątkowo odjedzie z peronu 4 a nie z 1. Wszyscy z plecakami, uprawiając biegi przełajowe pomknęli na zapowiedziany peron. Widok doprawdy zabawny i fascynujący za razem. Standardowo elektryk, 2 wagony i całkowity sajgon. Pierwsi "podróżni" wchodzili przez okno i chyba dobrze, bo usiedli. 5 sekund po otwarciu drzwi nie dało się uświadczyć żadnego wolnego miejsca. Gdy pociąg dojechał do Bielska Białej, cała reszta na upartego, zapakowała się do środka. Wszystkie miejsca i przejścia były zajęte. Także z drobnym opóźnieniem i niewielkich bojach stanąłem na dworcu PKP w Żywcu. Pierwsze kroki skierowaliśmy na poszukiwanie autobusu do Korbielowa i od razu miła niespodzianka, będzie o 9:10. I znowu ta sama historia. Narodu z plecakami do oporu. Po kolejnych bitwach wysiedliśmy w Korbielowie opodal straży pożarnej i spokojnie spacerkiem udaliśmy się do domu. Pokoik przyznać muszę miałem bardzo ładny w dodatku z widokiem na Pilsko. Gdzie też skierowaliśmy nasze pierwsze kroki w góry. Idziemy na Pilsko, słońce pali niemiłosiernie. Wcześniej w miejscowym kiosku zaopatrzyłem się w niezbędny rekwizyt czyli mapę. Nie zdało się to na wiele, gdyż po raz pierwszy w życiu zgubiłem szlak!!! Oznakowanie totalnie beznadziejne. Uprzejmy drwal z nieco ochrypłym głosem oznajmił nam, że idziemy dobrze i tą drogą dojdziemy na Halę Miziową. Było dobrze do momentu, gdy obtarł mnie nowy but trekkingowy !!! (i to całkiem zdrowo, aż do krwi!). Od schroniska na szczyt to już półgodzinny spacerek. Panorama ze szczytu nie do opisania, szczególnie przy bezchmurnym niebie! Centralnie rysował się masyw Babiej Góry, a w dali długi, biały łańcuch Tatr wbijał się w oczy. Droga na dół odbyła się już zupełnie na luzie i niemal spacerkiem. Po powrocie zmęczenie i nieprzespana noc dopiero dała mi się we znaki. Wieczorem wrócił Adam ze swoją brygadą ze Słowacji. Pogadaliśmy chwilę, nieco posiedzieliśmy przy ognisku, aż praktycznie uderzyłem w kimono. Byłem totalnie zmęczony.
2 maja - czwartek - Żywiec, Korbielów
O 9 rano zwlokłem się z łóżka. Za oknem piękna słoneczna pogoda. Dzisiaj dla regeneracji sił wsiadamy w autobus i jedziemy na zwiedzanie Żywca. Szczególnie korcił mnie widok Pałacu Habsburgów i chyba niepotrzebnie, bo czasy swojej świetności ma dawno, dawno za sobą, a w niewielkim stopniu tylko przypomina styl renesansowy. Za to dawny park pałacowy pierwsza klasa, z wodą, mostkami, chińską altaną i całą masą przepięknej zieleni dookoła. Monika walczyła o kufel do piwa z napisem "Żywiec". W końcu odkupiła go w knajpie, po licytacji za niewygórowaną cenę 5 złotych. Gdy czekałem na autobus okazało się, że wyparowała mi gdzieś mapa i to od razu wiedziałem gdzie? Mianowicie została na poczcie! Pędem z powrotem. Właściwie nie miałem nadziei, że tam będzie, ale ku mojemu wielkiemu zdziwieniu leżała spokojnie na stole, dokładnie tam gdzie ją zostawiłem, zasłonięta reklamami i chyba dlatego tam jeszcze była! Co by nie powiedzieć byłem mile zaskoczony. Po kupieniu napojów na jutro o 15:20 odjechaliśmy do Korbielowa. Chwila odpoczynku i idziemy na przejście graniczne. Po drodze podrzucili nas bardzo sympatyczni państwo z Wrocławia swoim BMW. Skok przez granicę do sklepu, buteleczka Napoleona i flaszeczka czystej, a na osłodę paczka "Lentilek". Panorama na Pilsko, przy zachodzącym słońcu doprawdy imponująca. Spacerkiem zawędrowaliśmy do domu, nieco już zmęczeni. Wieczorem na pogawędkę przyszedł Adam, później Wojtek. Pogadaliśmy na temat Bieszczadów i możliwości wypadu w Gorgany. To plany na przyszłość, dzisiaj jesteśmy w Beskidach!!!
3 maja - piątek - Hala Lipowska - Hala Rysianka
Od rana dosyć ładna pgoda . Nieco wieje wiatr, ale to dobrze, bo kark mam spieczony i dalsza patelnia nie jest mi już potrzebna. Wstaliśmy troszkę wcześniej i rozpocząłem swój maraton po chleb. Obleciałem kilka razy okoliczne sklepy, ale ten towar jest dzisiaj bardzo deficytowy. Słowem chleba nie ma i dzisiaj nie będzie! Dopiero jutro od 6 rano. Mój plan na dzisiaj przewiduje Halę Lipowską i Halę Rysiankę. O 10:09 odjechaliśmy autobusem do Jeleśnej, a tam przesiadka na następny do Sopotni Wielkiej i w górę. Adam ze swoimi znajomymi odjechali do domu, po drodze mają jeszcze zawitać do Krakowa i stamtąd do chaty. My też ruszamy, ale na szlak! Wysiadamy na ostatnim z możliwych przystanków i do góry. Początkowo żwirowa nieco kamienista droga, później skręt na niebieski. Typowy szlak zrębem, dreptania w dobrym tempie ponad półtorej godziny. Trochę strumyków po drodze, cały czas lasem, więc widoki nie zachwycają. Za to na Hali Rysiance panorama nie do pogardzenia. Przy dobrej pogodzie i widoczności jaką mamy dzisiaj widok na Pilsko i Babia Górę bajeczny.W tle cały ośnieżony masyw Tatr. O 14:00 legnęliśmy na trawie oddając się przyjemności opalania. Za to teraz wyglądam jak wódz Indian !!! Po zabraniu stempla ze schroniska 15 minutowy spacerek do kolejnego na Hali Lipowskiej. Roztopy trochę dawały się we znaki, ale na miejscu byliśmy dokładnie po 7 minutach. Widoków z tego miejsca praktycznie nie uświadczyliśmy, ale schronisko duże i dobrze utrzymane, a to się chwali. Około15 rozpoczęliśmy marsz w dół. Autobusu oczywiście nie było, więc doszliśmy do wniosku: zatrzymujemy stopa. Podrzucili nas sympatyczni goście z Żywca. Przy okazji stwierdzili, że muszą odwiedzić Gdynię. Z Jeleśni kolejnym stopem prosto do chaty. Wieczorem Monika kupiła piwo, ale pech chciał, że siatka mi pękła, puszka wypadła na chodnik, zrobiła się dziura i ponad połowa piwa wyciekła na ulicę. Nawet miejscowe "żurki" stojące pod płotem wyraziły ubolewanie z tego powodu. Nieco jednak zostało i w pokoju wypiłem ze smakiem.
4 maja - sobota
Ostatni dzień, dzień wyjazdu, a tutaj piękna, słoneczna pogoda, po prostu bajka. Autobus do Żywca mamy o 16:16, ale zanim odjedziemy zrobimy jeszcze mały nadgraniczny szlak. Pogoda sprzyja, więc w drogę! Do granicy piechotką, w sklepie po słowackiej stronie dokonaliśmy zakupu ostatnich "pamiątek" z wycieczki i już po polskiej stronie weszliśmy na czerwony szlak. Na początku było dosyć stromo, ale później zupełnie łagodnie. Jest tam mała polanka z super widokiem na Pilsko (Polecam wszystkim !!!), ale trzeba odbić nieco ze szlaku. Przy dzisiejszej pogodzie szczyt rysował się wprost klasycznie. Dalej zwykła leśna ścieżka na górkę o nazwie Wysek i skręt na żółty do Korbielowa. Oczywiście w pewnym momencie czerwony ginie w wyrębie lasu i żadnych znaków. Znowu musiałem zapytać się drwali o drogę. Chodzę po górach prawie 10 lat i nigdy nie pytałem nikogo o drogę. Tutaj wprost odwrotnie. Zaryzykuję chyba stwierdzenie, że tak źle oznakowanych szlaków nie spotkałem w polskich górach. Informacja turystyczna nie istnieje, a autobusów wcale nie ma, albo jadą jak im się podoba. Nie zmienia to jednak faktu, że Korbielów to pięknie położona miejscowość u stóp Pilska. Cóż pozostało wyjazd PKS-em, następnie pociąg kierunek - Żywiec - Bielsko - Gdynia. Kolejny majowy wypad dobiega końca. Ciekawe gdzie wyląduje za rok o tej samej porze ?! Autobus do Żywca był zdrowo zapakowany, tam szybko do kasy PKP po bilet. O 17:10 przyjechał pociąg relacji Zwardoń - Katowice. Miejsc wolnych nie było, ale to chyba normalne. Po 18 wylądowaliśmy na dworcu w Bielsku Białej. Do odjazdu pociągu mamy ponad 2 godziny. Zjedliśmy po wielkim hamburgerze i czekamy na podstawienie pociągu. Podjechał o 20:05 i nie zwlekając zapakowałem się do nowego, czystego wagonu. Chyba odłączyli go od jakiegoś ekspresu, bo na pośpiech był stanowczo za dobry. Miał za to jeden drobny mankament, na full włączono ogrzewanie i nie można go było wyłączyć! Całą noc jechaliśmy przy otwartym oknie. W Gdyni wylądowałem o 6:15 i od razu o 6:24 przesiadłem się na pośpieszny relacji Elbląg - Szczecin. O 6:45 byłem w domu.