4 - 8.06.2018 Góry Stołowe, Praga, Skalne Miasto
5 czerwca – wtorek - Błędne Skały - Szczeliniec Wielki
Po 7 z minutami nasz autobus zatrzymuje się w Szczytnej, gdzie po całonocnej jeździe mamy śniadanie. Pogoda o rana nie zachwyca jest pochmurnie i chłodno, lecz są widoki na poprawę. Jemy śniadanie i pierwsze dzisiaj to Błędne Skały. Mijamy Kudowę i do góry. Tutaj ruch jednostronny dla autobusów. Musisz być na wjeździe o pełnej godzinie aby podjechać do góry, o wpół do zjazdy na dół. Nie nadmieniam nawet o zapłaceniu odpowiedniego myta, aby ruszyć do góry. Przed wejściem jesteśmy pierwszą grupą, wiec ten odcinek idzie nam w miarę sprawnie i szybko po przejściu pierwszego fragmentu skał na dzisiaj, wracamy do autobusu.
Po 7 z minutami nasz autobus zatrzymuje się w Szczytnej, gdzie po całonocnej jeździe mamy śniadanie. Pogoda o rana nie zachwyca jest pochmurnie i chłodno, lecz są widoki na poprawę. Jemy śniadanie i pierwsze dzisiaj to Błędne Skały. Mijamy Kudowę i do góry. Tutaj ruch jednostronny dla autobusów. Musisz być na wjeździe o pełnej godzinie aby podjechać do góry, o wpół do zjazdy na dół. Nie nadmieniam nawet o zapłaceniu odpowiedniego myta, aby ruszyć do góry. Przed wejściem jesteśmy pierwszą grupą, wiec ten odcinek idzie nam w miarę sprawnie i szybko po przejściu pierwszego fragmentu skał na dzisiaj, wracamy do autobusu.
Drugie miejsce na dzisiaj to Szczeliniec. Oczywiście i tutaj na parkingu kłębią się autobusy z wycieczkami szkolnymi. Pomiędzy parkingiem a wejściem, cały przaśny lunapark handlowy wszelką kichą i badziewiem rodem z Chin czynny i kole w oczy. Zastanawiam się często dlaczego w Polsce każde miejsce musi być oblepione jarmarczną tandetą? – taki mamy klimat :-)
Podejście schodami do góry, ludzi dużo i mijamy po drodze kilka wlekących się wycieczek, aby dotrzeć pod schronisko. Tutaj także jakby coś za darmo rozdawano, kłębią się masy ludzi. Chwila przerwy, jakaś mała kawa, aby się obudzić i ruszamy do płatnej części parku. Bramka z biletami i ruszamy, Kolejki umiarkowane, wszędzie dzieci, przy wejściu do piekiełka, regulaminowa kolejka, którą trzeba odczekać, aby zejść na dół. Tutaj tradycyjnie chłodniej i nieco śniegu. Powyżej już spokojnie i do platform widokowych już bez większych tłumów. Widoczność dzisiaj w normie, jak na początek lata.
Podejście schodami do góry, ludzi dużo i mijamy po drodze kilka wlekących się wycieczek, aby dotrzeć pod schronisko. Tutaj także jakby coś za darmo rozdawano, kłębią się masy ludzi. Chwila przerwy, jakaś mała kawa, aby się obudzić i ruszamy do płatnej części parku. Bramka z biletami i ruszamy, Kolejki umiarkowane, wszędzie dzieci, przy wejściu do piekiełka, regulaminowa kolejka, którą trzeba odczekać, aby zejść na dół. Tutaj tradycyjnie chłodniej i nieco śniegu. Powyżej już spokojnie i do platform widokowych już bez większych tłumów. Widoczność dzisiaj w normie, jak na początek lata.
Bez zbytniego pospiechu schodzimy na parking i ruszamy do Nachodu gdzie mamy nocować. Mały postój na granicy i po kilkunastu minutach ładujemy w lokalu pamiętającym czasy Gustava Husaka – w tym kraju chyba się to nie zmieni. Wieczorem mały spacer na zamek w Nachodzie. Aby się tam dostać trzeba przejść na Stary Rynek i udać się uliczką w lewo. Znajdziesz tam schody, ktorymi przejdziesz spory kawałek pod górę lasem i po kilkunastu minutach wyjdziesz na dziedziniec. Bryła zamku jest doskonale widoczna już z daleka. Widok z dziedzińca umiarkowany i na kolana nie rzuca. Ciekawostką jest zagroda dla misiów poniżej dziedzińca. Można obejść je do okoła.
6 czerwca - środa - Praga
Nie wiem, która to już moja wizyta w tym mieście, ósma może dziewiąta. Tym razem nie ruszamy o brzasku lecz zaplanowano przyjazd na godzinę 13 i praktycznie punktualnie docieramy na Hradczany. Drobną odmiana tym razem ma być czeski przewodnik, który jak się okazuje jest ciekawą odmianą. Pocieszny koleś, mówi szybko składnie i nawet nieco śmiesznie, co jest ciekawą alternatywą dla polskich przewodników.
Pierwsza zmiana to bramki bezpieczeństwa przed wejściem na Zamek Hradczański. Przebiega to szybko i sprawnie, Oczywiście obowiązkowo zmiana warty i chowamy się w cień przy Złotej Uliczce. Patelnia dzisiaj niesamowita i człowiek szuka cienia, kiedy tylko może. Dalej grodami w dół, w stronę Mostu Karola. Tutaj znajduje się niewielka winnica na stokach zamkowych, która serwuje wino własnej produkcji. Jakoś wcześniej tego nie zauważyłem. Nowością tym razem są dla mnie Ogrody Wallensteina. Bardzo ładne miejsce, schowane pośród budynków i może zostać niezauważone.
Spośród licznych praskich parków i ogrodów, Ogrody Wallensteina, chociaż niewielkie, są nie tylko najstarsze w stylu barokowym, ale także najpiękniejsze. Mimo że stanowią teren Senatu, są dostępne dla publiczności i co istotne bezpłatnie. Dalej na Most Karola, tłumy tradycyjne, ale jest popołudnie, więc mam wrażenie jakby były nieco mniejsze, co niezmienia faktu, że trzeba się przeciskać wśród ludzi. Dalej uliczkami przejście na Stary Rynek i niespodzianka - praski zegar astronomiczny lub praski Orloj - nie istnieje, zdjęto go do renowacji a w jego miejscu wisi płachta z wizerunkiem zegara. Na koniec tradycyjnie Plac Wacława. Wieczorem mając chwilę siadamy na trawniku nad Wełtawą, aby o zachodzie słońca nieco odpocząć po bieganinie.
7 czerwca - czwartek - Skalne Miasto
Ostatni dzień to wyjazd do Skalnego Miasta. Rano opuszczamy legowisko i zaledwie kilkanaście km stąd mamy Adrszpaskie Skalne Mesto lub jak kto woli Adršpašskoteplické skály. Drogi niemal puste tak samo jak miasteczka i wsie po drodze. Czasami ma wrażenie, że stąd wszyscy wyjechali i tylko polskie wycieczki autokarowe krążą po okolicy. Wtaczamy się na parking, który w tym roku jest bezpłatny. Stoją tutaj w znakomitej większości autokary z Polski. Innych nacji jakoś nie widać. Odnoszę wrażenie, że od mojej ostatniej wizyty wyremontowano perony, dobudowano budynek Informacji Turystycznej, gdzie przy okazji jest kantor wymiany, gdyby ktoś nie miał gotówki na bilet. Od wiosny tego roku do Adrspachu jeździ pociąg z Wrocławia, co umożliwia turystom dostanie się tutaj bezpośrednio. Zazdroszczę! Byłbym pewnie tutaj dwa razy w miesiącu, o każdej porze roku. Daje to także możliwość swobodnego wędrowania nie tylko tutaj, ale i po innych odcinkach gór. Wchodzimy do środka i mam wrażenie, że takiego tłumu jak dzisiaj to tutaj jeszcze nigdy nie widziałem. Ludzie się chyba powściekali, nie da się normalnie iść.
Mijamy kilka wycieczek, w tym jedną żwawą emerytów niemieckich, aby w miarę szybko dotrzeć do jeziorka i przystani. Niestety tutaj mamy apogeum tłumu. Czekamy w kolejce do kasy ponad 1,5 godziny, jest gorąco, kolejne wycieczki dochodzą. W końcu w dolince nie już nawet miejsca, aby czekać. Zastanawiam się, gdzie te czasy, gdy chodziło się tutaj w ciszy i spokoju. W końcu nasza kolej, płyniemy łodzią, flisacy jak co roku dorzucają kilka tekstów do swoich rubasznych opowiadań. To też stanowi o smaczku tego niesamowitego miejsca. Następnie idziemy w stronę Małej i Wielkiej Panoramy i po 14 kończymy wędrówkę po skałach i wracamy do Polski.
Kolejne miejsce to Kaplica Czaszek w Czermnej. Minęło chyba 20 lat od mojej ostatniej wizyty i zapamiętałem to jakoś inaczej, ale jak wiadomo czas zaciera wspomnienia. Opuszczamy Kudowę i Góry Stołowe i jedziemy na obiad do Złotego Stoku. Stąd już prosta droga do Wrocławia. Na koniec spacer po zmierzchu na Starym Rynku przy zapalonych latarniach. Lubię to miejsce, ma swój specyficzny klimat i żyje nocą.. Nawet teraz jest ciepło, pytanie ile było w ciągu dnia? Mały smaczek, uliczka i pomnikami trzody chlewnej i innych zwierzaków. Bardzo specyficzny pomysł. Po 22:30 autobus obiera kierunek na północ.