17.08 - 26.08. 1994 Słowacja - Tatry Wysokie
Po całonocnej walce w pociągu docieramy do Zakopanego. Pogoda niebyt zadowalająca, wprost przeciwnie, brzydko i pochmurnie. Powoli wleczemy się do góry, gdzie chatę ma Maryśka, u której po znajomości spędzimy pierwszą noc. Gdy docieramy na górę, zostawiamy swoje graty w chacie za pensjonatem i ruszamy na mały spacer do miasta. Pogoda jakoś nie zachęca do większych wyczynów turystycznych.
18 sierpnia - czwartek - Słowacja
Porannym autobusem ruszamy na Łysą Polanę w stronę przejścia granicznego. Wysiadamy na przejściu. Nieco ludzi wyładowuje się ze swoimi plecakami. Wśród nich dwaj goście z Supraśla Zdzichu i Paweł, którzy jawią się naszymi kumplami, na najbliższe dni wypadu do Słowacji. Piechotą przechodzimy przejście i z grupą innych ludzi udajemy się na przystanek „Zastawki” czyli słowackiego PKS-u, w celu upolowania autobusu. Jedziemy do Tatrzańskiej Łomnicy i dalej zaglądamy na Eurocamping. Niestety nie ma miejsc i jakoś pogoda nie nastraja do mieszkania pod namiotem.
Wracamy do Smokowca, gdzie schalowani przez małego Cygana udajemy się „vlakiem” czyli elektrycznym pociagiem do Nowej Lesnej. Owa turystyczna miejscowość to mekka turustów z Polski i Cyganów, naganiających sobie klientów do noclegu. Gdzie warunki, co by nie powiedzieć, pozostawiają wiele do życzenia. Nie czepiamy się detali, to nasz pierwszy wypad w Taty Wysokie, cena nie jest wygórowana, więc zostajemy.
19 sierpnia - piątek - Łomninca 2632 m
Pogoda wyraźnie się poprawiła, wsiadamy w pociąg i jedziemy do Starego Smokowca. Dzisiaj są moje 20-te urodziny !! Naszym celem jest dotarcie na Łomnicę. Jeszcze nie wiem jak tego dokonamy, ale musi się udać. Kto da radę jak nie my, musimy tam dotrzeć!
Ze Smokowca idziemy z buta na Hrebienok. To górna stacja kolejki terenowej, dalej kierunek na Bilikovą Chatę, gdzie zarządzamy chwilowy odpoczynek przed wejściem na wodospady. 15 minutowy szlak prowadzi, może do niezbyt wielkich, ale naprawdę urokliwych wodospadów opadających niewielkimi kaskadami po skalnych występach. Słońce wygląda zza chmur, więc ruszamy dalej Magistralą Tatrzańską, czerwonym szlakiem w stronę chaty Zamkovskeho. Do schroniska docieramy po około 30 min, chmury gdzieś zginęły i zaczynają roztaczać się widoczki na główną grań Tatr. Pamiątkowy stempel ze schroniska i ruszamy dalej.
Gdy wsiadamy do wagonu, Adam z Pawłem wysiadają na szczycie. Podaję w biegu Adamowi rękawiczki, zapewne się przydadzą. Po zjeździe na dół czekamy na Adama z Pawłem i zaczynamy szybki odwrót lasem, wzdłuż lin pierwszego etapu kolejki. Po zapadnięciu zmroku docieramy do Tatrzańskiej Łomnicy, gdzie łapiemy elektrycznego vlaka do naszej chaty.
20 sierpnia - sobota - Rysy 2499 m
Wstajemy wczesnym świtem, jest godzina 6 rano. Dzisiaj moje górskie poprawiny, planujemy więc szlak na Rysy. Na dworze nieco zimno idziemy na autobus i jedziemy do Smokowca, gdzie wsiadamy do pociągu jadącego do Strbskiego Plesa. Wysiadamy na małej stacyjce Popradske Pleso i idziemy niebieskim szlakiem przez ponad godzinę w stronę Popradskego Plesa, odpowiednika naszego Moka. Staw znajduje się na wysokości 1494 metrów. Po drodze zachodzimy na symboliczny cmentarz, gdzie znajdują się pamiątkowe tablice ludzi, którzy zginęli w górach lub oddali życie ratując innych. Wśród nazwisk nie brakuje Polaków. Zbudowano także niewielką kaplicę. Na krótki odpoczynek docieramy do schroniska. Pogoda, nie najlepsza od rana, zaczyna się psuć. Robi się zimno.
Powoli ruszamy niebieskim szlakiem do góry, znaki pokazują około 2,5h do Chaty pod Rysami. Pogoda się pogarsza, im wyżej tym więcej mgieł. Ludzie drepczą spokojnie jeden za drugim, ale im wyżej tym więcej osób decyduje się na odwrót. Mozolnie pniemy się szlakiem. W pewnym momencie facet idący przede mną staje, odwraca się i idzie w dół. My, nie zrażeni, nadal zaginamy do góry. Wchodzimy na czerwony szlak i mijamy Żabie Stawy podążając do góry.
W gęstej mgle dochodzimy do drewnianej Chaty pod Rysami. W środku jest tyle ludzi, że mam problem, aby otworzyć drzwi. Aura się popsuła jest zimno, więc każdy czai się na kawałek miejsca w środku. Wchodzimy na chwilę, aby się ogrzać. Ciepło i przytulnie. Po około 15 minutach ruszamy dalej, staramy się jak najszybciej dotrzeć do szczytu. W gęstej mgle i padającym deszczu docieramy na dach Polski, co prawda od słowackiej strony, ale to nie jest teraz takie istotne. Stoimy obok słupka granicznego. Robimy sobie kilka pamiątkowych fotek. Niestety niezbyt możemy cieszyć się widokami, bo wokół otępiająca mgła. Ważne, że dach Polski zaliczony i to w jakich warunkach!
Po chwili zaczynamy odwrót do chaty. Spokojnie i powoli docieramy do miejsca odpoczynku. Tym razem pozwalamy sobie na większy popas, aby wysuszyć ubrania i odpocząć, po trudach walki z podejściem i szczytem. Herbata smakuje jak nigdy dotąd i jej smak zapamiętam chyba do końca życia. Bawimy tutaj na tyle długo, że mgła zaczyna się rozrzedzać i odsłaniają się widoki na Wysoką i Ganek. Późnym już południem, tym samym szlakiem, zaczynamy odwrót do Popradskiego Plesa.
21 sierpnia – niedziela – Krywań 2494 m
Narodowa góra Słowaków. Wstajemy po piątej rano. Jakoś szaro za oknem, ale szybko czerwona kula słońca wznosi się ponad horyzontem. Wskakujemy do pociągu i jedziemy do Strbskiego Plesa. Vlak kończy tam swoją podróż.
Mijamy jezioro i wchodzimy na czerwony szlak. Prawie płaski odcinek po ponad godzinie doprowadza nas do schroniska Trzy Studniczki. Stylowy budynek. Wewnątrz kelner i wystrój stylizowany na myśliwski dom. Nawet białe obrusy na stołach i skóry na ścianach. Nie opuścimy tego miejsca, zanim nie zafundujemy sobie filiżanki herbaty. Mamy za sobą płaski odcinek dopiero tutaj w Podbańskim wchodzimy na zielony. Z biegiem czasu mijamy Grunikowski żleb i wychodzimy z lasu za Gunikiem 1576 m. Zaczynamy strome podejście, skalistą Niżną Przechybą 1779 m, aby po ponad 3 godzinach, bokiem Wielkiego Żlebu dotrzeć na rozdroże pod Krywaniem na wysokości 2140 m.
Tutaj łączą się dwa szlaki zielony i niebieski. Stąd rozciąga się już widok na Mały Krywań. Dalej niebieskim szlakiem przez Mały Krywań 2335 m, przełęcz Daxnerovo Sedlo, około 13:30 docieramy na szczyt Krywania 2494 m. Pogoda nie jest najlepsza, ale widoczność jest dzisiaj nie najgorsza.
Widać najważniejsze szczyt Tatr Wysokich, a także nasz Kasprowy. Gdzieś tam w tle majaczy Giewont. Szczycik jest naprawdę niezłego formatu a widoki nie do pogardzenia. Zapewne dlatego to narodowy szczyt, gdzie odbywają się pielgrzymki, o czym świadczą różnego rodzaju, dziwne ozdoby zatknięte na szczycie.
Zaczynamy odwrót, tym razem na rozdrożu kierujemy się w dół, niebieskim szlakiem na Jamskie Stawy. Docieramy do nich po ponad 2 godzinach szybkiego marszu. Krótki odpoczynek i kierujemy się na czerwony szlak, którym po około 30 minutach docieramy do Strbskiego Plesa, gdzie oczekujemy na vlaka do naszego miejsca stacjonowania.
22 sierpnia – poniedziałek - Poprad
Dzisiaj kończymy pobyt w Tatrach. Jesteśmy zdrowo zmęczeni, chyba jak nigdy dotąd. 3 dniowa killer eskapada dała nam się we znaki. Na parę dni jeszcze mamy zamiar przemieścić się do Słowackiego Raju. Co prawda nigdy tam nie byliśmy, ale nasi kumple twierdzą, że doskonale znają rejon i to miejsce warte tego, aby je odwiedzić. Tak więc dajemy się namówić na wyprawę do raju. Rano wsiadamy w pociąg i jedziemy do Łomnicy, aby tam złapać autobus do Zakopanego. W naszej kwaterze zostało trochę rzeczy. Ponieważ nie będziemy już w Zakopcu, musimy je po prostu zabrać. Szybko i sprawnie docieramy do miasta zabieramy nasze graty i łapiemy pierwszy autobus do Popradu.
Na granicy mały postój, kontrola paszportów i pomykamy przez Słowację. Zabieramy swoje plecaki i jedziemy vlakiem do Popradu, gdzie mamy zamiar złapać autobus. Jest już późne popołudnie, gdy wsiadamy do zapakowanego autobusu CSAD-u, który udaje się w bliżej nieznane mi okolice.
Nieistotne, ważne, ze nowe miejsca przed nami. Około 19 docieramy do Hrabusic. Jest cicho, bezludnie i prawie już ciemno. Najlepsze, że nie widać żadnych gór. Tylko las. Nagle pojawia się za nami jakiś facet na rowerze, z daleka wypytując czy mamy nocleg – oczywiście, że nie mamy – bo niby skąd. Zgarnia nas do swojego przybytku. Tutaj szybko okazuje się, że ma do wynajęcia dwupiętrowy domek, w pełni wyposażony za 10 zł od osoby. Ech – przywilej końca wakacji. Oczywiście bierzemy i zostajemy - Park Narodowy Słowacki Raj czeka. Do dzieła!
23 sierpnia – wtorek – Słowacki Raj
Kolejne dwa dni przeznaczmy na zapoznanie się z północną częścią parku. Za bardzo nie mamy czasu i środków transportu, aby przedostać się do części południowej. Jaskinie musimy zostawić sobie na następny wypad. Ruszamy rano, aby zorientować się gdzie są szlaki i dokąd właściwie iść. Z Hrabusic kierujemy się drogą do Podleska, gdzie znajduje się miejscowy camping i węzeł szlaków. Przy okazji zahaczamy jakiś miejscowy sklep spożywczy. Okazuje się, że ceny są niższe niż u nas i decydujemy się na zakup czegoś płynnego, co przypomina colę. Po skonsumowaniu ruszamy dalej, niebieskim szlakiem w kierunku przełomu Honradu.
Rzeka malowniczo wije się serpentynami, pomiędzy skałami tworząc, ciekawe widokowo przełomy. W końcu docieramy do wiszącego mostu. Nie ma tutaj za wieku turystów, wiec postanawiamy nieco nim pobujać. Niestety jest stalowy i nie za bardzo się daje. Po przejściu mostu wchodzimy na zielony szlak wiodący do Klasztoriska, gdzie znajduje się jedyne po tej stronie gór, schronisko. Jest. Całkiem przyjemny i sympatyczny budynek, ceny też nie wygórowane. Obok niego znajdują się wykopaliska archeologiczne jednego ze średniowiecznych klasztorów. Prace może nie są zbyt zaawansowane, ale średniowieczne mury świątyni są widoczne. Dalej, aby zobaczyć wodospady schodzimy na dół do Sokolej Doliny, przez którą będziemy powracać do naszej kwatery.
Pogoda w miarę dopisała więc można było poobserwować miejscowe widoki. Nie są to góry o oszałamiających wysokościach, ale poprzez swoje przełomy, ściany, mostki, klamry robią wrażenie, nie będąc jednocześnie trudnymi technicznie dla przeciętnego turysty. Pozycja obowiązkowa dla każdego górskiego łazika!
24 sierpnia – środa – Słowacki Raj
Ostatni dzień pobytu strawimy na zachodnią część. Pogoda niezbyt dopisuje, jest pochmurno, ale nie pada. Podejście zaczynamy Suchą Belą i zielonym szlakiem. Szlak prowadzi dosłownie po potoku. Idzie się kamieniami wystającymi z wody. Gdy jest sucho można spokojnie iść dnem, gdy pada – przydadzą się dobre buty. Aby ułatwić chodzenie do skał przytwierdzono metalowe platformy, ubezpieczone łańcuchami, które pozwalają nawet nowicjuszom, bez trudu pokonywać mniej lub bardziej eksponowane odcinki szlaku. Po około 2,5h dochodzimy do skrzyżowania szlaków i przeskakujemy na czerwony szlak, który doprowadzi nas po 30 minutach do Doliny Velky Sokol.
Ładna trasa, żółtym szlakiem, eksponowanym grzbietem z dużą ilością pionowych lub pochylonych drabin przymocowanych na stałe do ścian. Czas przejścia około 2h, ciekawa i ładna widokowo. Nieco skałek i dnem płynący potok. Następnie Doliną Białej Wody powracamy do Hrabusic. Następnego dnia zaczynamy odwrót, przez Zakopane, Kraków i całonocna włóczęga do domu.
Bez dwóch słów był to jeden z najbardziej niesamowitych górskich wyjazdów w jakich brałem udział. Nic nie mieliśmy zaplanowane, a wszystko wyszło idealnie. Masa nowych ludzi, nieprzewidziane sytuacje i wydarzenia, trochę zaufania i wiary do nowych przyjaciół spowodowały, iż zobaczyliśmy kawał górskiego świata, o którym nawet nie marzyliśmy! Życzyłbym każdemu z Was, choć jednej tak niesamowitej i niespodziewanej wyprawy w życiu!