02 - 04.11.2017 Szwecja - Karlskrona
2 listopada – czwartek
Wyruszamy na terminal promowy w Gdyni. Pogoda obleśna, ciemno, zimno i pada. Wśród oczekujących na wejście, pełno Szwedów z torbami zakupów. Początkowo zastanawiam się czy u nich nie ma sklepów z ubraniami, żywnością. Wydawało mi się to nieco dziwne, w Szwecji, tam na miejscu, zrozumiałem dlaczego - i wcale im się nie dziwię, że gnają tutaj po podstawowe artykuły i wracają jak objuczone wielbłądy do domu.
Odprawa chwilę trwa, w końcu zaczynamy rękawem wchodzić na pokład i szukamy swojej kabiny. Niewielka, przytulna ale z łazienką - a to najważniejsze. Rejs jest łączony, tzn., że jutro nie musimy zabierać do miasta ze sobą wszystkich gratów. Czysto schludnie i nawet muzyka z radia leci non stop przez cały rejs. Gdy prom odbija, wychodzimy na najwyższy pokład, aby zerknąć na oddalające się główki portu. Widoki dzisiaj nie powalają, ale powoli i majestatycznie oddalamy się na północ. Pada, więc nie ma co za długo sterczeć, chowany się pod pokład i idziemy "zwiedzać jednostkę."
Centralnym punktem jest oczywiście sklep wolnocłowy, który nawiasem mówiąc “dupy nie urywa” a wprost przeciwnie, nie wiem co tam ma przyciągać klienta z Polski. Perfumy drogie, ceny nawet nieco bardziej niż śmieszne, w necie dostanie się większe i to za lepszą cenę. Alkohol droższy od tego stojącego na półkach w markecie. Jeżeli nastawiasz się, że coś kupisz taniej to zapomnij….w Szwecji także - te czasy już raczej minęły.
3 listopada – piątek
Rano gdy wstajemy prom już zacumował. Ponieważ mamy cały dzień nie spieszymy się zbytnio, wychodzimy gdy korytarze są już prawie puste. Przechodząc przez rękaw, miłą niespodzianka, piękne słońce za oknem i idealnie niebieskie niebo. Zapowiada się ładny i naprawdę ciepły dzień, co jak na Skandynawię i początek listopada, nie jest czymś często spotykanym.
Prom cumuje w nieco innym miejscu, niż 20 lat temu, więc do Karskrony musisz się czymś dostać - najlepiej autobusem. Przystanek znajduje się zaraz przy terminalu promowym. Autobusy są dobrze skorelowane z promami, więc nie ma najmniejszych problemów z transportem. Bilet na cały dzień najlepiej nabyć w automacie biletowym, znajdującym się przy wyjściu, tuż obok przystanku autobusowego. Są nawet dwa, gdyby za dużo ludzi się pchało. Jazda autobusem trwa niecałe 30 minut, nie jest to szczególnie daleko, bo miasto widać, lecz po drugiej stronie niewielkiej zatoczki, więc autobus musi ją objechać. Wysiadamy w miasteczku.
Wyruszamy na terminal promowy w Gdyni. Pogoda obleśna, ciemno, zimno i pada. Wśród oczekujących na wejście, pełno Szwedów z torbami zakupów. Początkowo zastanawiam się czy u nich nie ma sklepów z ubraniami, żywnością. Wydawało mi się to nieco dziwne, w Szwecji, tam na miejscu, zrozumiałem dlaczego - i wcale im się nie dziwię, że gnają tutaj po podstawowe artykuły i wracają jak objuczone wielbłądy do domu.
Odprawa chwilę trwa, w końcu zaczynamy rękawem wchodzić na pokład i szukamy swojej kabiny. Niewielka, przytulna ale z łazienką - a to najważniejsze. Rejs jest łączony, tzn., że jutro nie musimy zabierać do miasta ze sobą wszystkich gratów. Czysto schludnie i nawet muzyka z radia leci non stop przez cały rejs. Gdy prom odbija, wychodzimy na najwyższy pokład, aby zerknąć na oddalające się główki portu. Widoki dzisiaj nie powalają, ale powoli i majestatycznie oddalamy się na północ. Pada, więc nie ma co za długo sterczeć, chowany się pod pokład i idziemy "zwiedzać jednostkę."
Centralnym punktem jest oczywiście sklep wolnocłowy, który nawiasem mówiąc “dupy nie urywa” a wprost przeciwnie, nie wiem co tam ma przyciągać klienta z Polski. Perfumy drogie, ceny nawet nieco bardziej niż śmieszne, w necie dostanie się większe i to za lepszą cenę. Alkohol droższy od tego stojącego na półkach w markecie. Jeżeli nastawiasz się, że coś kupisz taniej to zapomnij….w Szwecji także - te czasy już raczej minęły.
3 listopada – piątek
Rano gdy wstajemy prom już zacumował. Ponieważ mamy cały dzień nie spieszymy się zbytnio, wychodzimy gdy korytarze są już prawie puste. Przechodząc przez rękaw, miłą niespodzianka, piękne słońce za oknem i idealnie niebieskie niebo. Zapowiada się ładny i naprawdę ciepły dzień, co jak na Skandynawię i początek listopada, nie jest czymś często spotykanym.
Prom cumuje w nieco innym miejscu, niż 20 lat temu, więc do Karskrony musisz się czymś dostać - najlepiej autobusem. Przystanek znajduje się zaraz przy terminalu promowym. Autobusy są dobrze skorelowane z promami, więc nie ma najmniejszych problemów z transportem. Bilet na cały dzień najlepiej nabyć w automacie biletowym, znajdującym się przy wyjściu, tuż obok przystanku autobusowego. Są nawet dwa, gdyby za dużo ludzi się pchało. Jazda autobusem trwa niecałe 30 minut, nie jest to szczególnie daleko, bo miasto widać, lecz po drugiej stronie niewielkiej zatoczki, więc autobus musi ją objechać. Wysiadamy w miasteczku.
Ponieważ to moja czwarta wizyta tutaj, wydaje mi się że nic nie ulega zmianie. Małe senne miasto, ludzi niewiele, samochodów jeszcze mniej. Turyści, którzy przyjechali z nami autobusem najbardziej rzucają się w oczy. Ponieważ minęła 10, siadamy w kawiarni przy starym rynku na kawę. Miejsce dosyć stylowe i sympatyczne. Ceny - jak się szybko okazuje, dosyć wysokie, za 100 zł dostaniesz dwie kawy, czekoladę i ciastko do tego. Nic nadzwyczajnego, a cena?! Jak się szybko okazuje, taki poziom cen tutaj wszędzie. Teraz rozumiem, dlaczego z objuczeni Szwedzi wracają z tobołami z Polski. Nie dosyć, że drogo, to towar powiedzmy badziewny. Niczym nie zachwyca to co tutaj jest oferowane. Śmiem twierdzić, że w polskim przeciętnym miasteczku dostaniesz więcej i lepszy towar, tutaj niemal pustynia - pod tym względem.
Po kawie i chwilowym popasie, ruszamy na spacer po mieście. Jest ciepło i przyjemnie. Robimy standardową rundę po mieście, czyli to co odwiedza każdy szwędacz z Polski: Mats Rosenbom, szkoła admiralicji, Muzeum Marynarki Wojennej i docieramy nieśpiesznie na drugi koniec wyspy.
Po kawie i chwilowym popasie, ruszamy na spacer po mieście. Jest ciepło i przyjemnie. Robimy standardową rundę po mieście, czyli to co odwiedza każdy szwędacz z Polski: Mats Rosenbom, szkoła admiralicji, Muzeum Marynarki Wojennej i docieramy nieśpiesznie na drugi koniec wyspy.
Siadamy na ławce przy porcie wojennym, aby chwytać dzisiejsze promienie jesiennego słońca. Cisza i spokój, coś czego u nas czasami bardzo brakuje. Z nowości można pokusić się o mały rejsik na wyspę Aspö. Codziennie kursuje bezpłatny prom, który zabiera zarówno pasażerów pieszych, jak i samochody oraz rowery. Przystań zlokalizowana jest tuż obok wyspy Stumholmen, na której znajduje się Muzeum Marynarki Wojennej. Promy kursują w godzinach od 5:30 do północy, trasa obsługiwana jest raz na godzinę – oprócz porannego oraz popołudniowego szczytu od poniedziałku do piątku, kiedy promy kursują co pół godziny. Fajna rzecz, przy pięknej pogodzie, warto, aby podziwiać okoliczne wysepki i szkierowe wybrzeże. Na samej wyspie, głównie klimatyczne domki.
Po powrocie postanawiamy się przedreptać główną ulicą miasta do centrum. W sklepach kicha niesamowita, po raz kolejny rozumiem po co Szwedzi pływają do Polski. Zaczyna się chmurzyć i automatycznie robi się coraz zimniej i wiatr też jakby coraz silniejszy. Jemy coś w Mc Śmieciu i na koniec jeszcze kilka kroków po mieście.
Około 17 dochodzimy do wniosku, że chyba wystarczy spacerów i udajemy się na przystanek chwytać autobus na przystań promową. Nie czekamy długo, zbiera się już grupa ludzi, która wpadła na ten sam pomysł. Docieramy na miejsce, korków tutaj raczej nie uświadczysz. Przy wejściu też raczej pustawo, ludzie jeszcze nie ściągają, więc prosto do kabiny. Jest chwila na prysznic i odpoczynek zanim statek wyruszy w drogę powrotną do Gdyni. Warto po całym dniu chodzenia wykupić kolację na promie. Jedzenie dobre i na poziomie, typowy szwedzki stół, można pozwolić sobie na posmakowanie różnych specjałów, do tego wino lub inne ciekawe trunki w ofercie. Fajne zakończenie dnia.
4 listopada – sobota
Podróż mija spokojnie, żadnych sztormów ani przechyłów. Woda po horyzont. Rano, już na koniec rejsu, można pozwolić sobie jeszcze na rzadki widok wschodu słońca z rufy, gdy statek wpływa nieśpiesznie do portu w Gdyni. Punktualnie, niemal co do minuty, o 7:00 opuszczamy pokład.