19.01 - 26.01.2017 Malta - Gozo
20.01 – piątek – St. Julian's i Valetta
W końcu słońce, temperatura około 15 stopni. Zimą widać różnicę pomiędzy tym co w Polsce a tutaj. Dlatego po raz kolejny twierdzę, ze dla osób chcących cos zobaczyć, to najlepsza pora roku. Na początek St. Julian's. Sliema i to miasto praktycznie leżą obok siebie. Nie ma granicy idąc promenadą, nie wiesz kiedy mijasz jedno miasto. Tym co rzuca sie w oczy to niemal całkowita zabudowa. Brak tutaj wolnych przestrzeni. Wszystkie zabudowania tworzą jeden ciąg. Stare, stylowe budynki mieszają się z nowymi. Bieda i bogactwo widoczne wokół.
Samo miasto niczym szczególnym nie zachwyca, więc wsiadamy do autobusu i jedziemy do Valetty. Stolica wyspy i państwa. Tutaj znowu jeden ciąg budynków i nie wiesz kiedy wjeżdżasz do miasta. Duża ilość zatok powoduje, że autobus jedzie zakolami, zatrzymując się na bardzo licznych przystankach – chyba co 200 metrów, co jak się później okaże czyni podróż autobusem niezłą zmorą. Pomijam fakt, że chyba wszyscy kierowcy autobusów posiadają licencję rajdową.
Na wyspie jedynym publicznym środkiem transportu są autobusy. Sieć jest bardzo dobrze rozwinięta i dostaniesz sie nimi praktycznie wszędzie. Cena biletu 1,5 Euro od osoby, bez znaczenia dokąd jedziesz, nawet na drugi koniec wyspy. Dobrym wyjściem jest zakup biletu w formie karty tallinja card - 7 dniowego za 21 Euro, który pozwala nie nieograniczoną liczbę przejazdów (karta dla dzieci 15 Euro).
Stolica z daleka przypomina twierdzę, wybudowaną na skale, z murami z piaskowca. Nazwa miasta pochodzi od Jeana Parisot de la Valette, który w roku 1557 objął urząd Wielkiego Mistrza Zakonu Joannitów, bronił on wyspy przed atakiem arabów podczas wielkiego oblężenia Malty, które miało miejsce 1565 roku. Dzisiaj posiada swój plac oraz pomnik.
Z dworca autobusowego Termini wchodzisz praktycznie do centrum starego miasta. Od razu na główną ulicę, będącą jednocześnie główną arterią spacerową. Znajdują się tutaj głównie sklepy, renomowanych marek (za odpowiednie ceny) i nie gorsze kawiarnie. Mówiąc ogólnie Malta jest drogą wyspą. Idąc prosto warto zwrócić uwagę na dawny Pałac Inkwizytora, po lewej stronie, który dzisiaj jest siedziba prezydenta. Od takie ....porównanie do tego, kto tutaj rządził. W ciągu dnia do żadnego kościoła ani katedry nie wchodzimy, gdyż....wszystko pozamykane. Nieco to dziwne, bo turystów dosyć sporo. Na placu przy tutejszym Pałacu Buckingham spotykamy znanego niegdyś włoskiego sędziego Pierluigi Colline, z którym tłumek ludzi, robi sobie zdjęcia. Jak się później okazało przyleciał sędziować jakiś mecz.
W końcu słońce, temperatura około 15 stopni. Zimą widać różnicę pomiędzy tym co w Polsce a tutaj. Dlatego po raz kolejny twierdzę, ze dla osób chcących cos zobaczyć, to najlepsza pora roku. Na początek St. Julian's. Sliema i to miasto praktycznie leżą obok siebie. Nie ma granicy idąc promenadą, nie wiesz kiedy mijasz jedno miasto. Tym co rzuca sie w oczy to niemal całkowita zabudowa. Brak tutaj wolnych przestrzeni. Wszystkie zabudowania tworzą jeden ciąg. Stare, stylowe budynki mieszają się z nowymi. Bieda i bogactwo widoczne wokół.
Samo miasto niczym szczególnym nie zachwyca, więc wsiadamy do autobusu i jedziemy do Valetty. Stolica wyspy i państwa. Tutaj znowu jeden ciąg budynków i nie wiesz kiedy wjeżdżasz do miasta. Duża ilość zatok powoduje, że autobus jedzie zakolami, zatrzymując się na bardzo licznych przystankach – chyba co 200 metrów, co jak się później okaże czyni podróż autobusem niezłą zmorą. Pomijam fakt, że chyba wszyscy kierowcy autobusów posiadają licencję rajdową.
Na wyspie jedynym publicznym środkiem transportu są autobusy. Sieć jest bardzo dobrze rozwinięta i dostaniesz sie nimi praktycznie wszędzie. Cena biletu 1,5 Euro od osoby, bez znaczenia dokąd jedziesz, nawet na drugi koniec wyspy. Dobrym wyjściem jest zakup biletu w formie karty tallinja card - 7 dniowego za 21 Euro, który pozwala nie nieograniczoną liczbę przejazdów (karta dla dzieci 15 Euro).
Stolica z daleka przypomina twierdzę, wybudowaną na skale, z murami z piaskowca. Nazwa miasta pochodzi od Jeana Parisot de la Valette, który w roku 1557 objął urząd Wielkiego Mistrza Zakonu Joannitów, bronił on wyspy przed atakiem arabów podczas wielkiego oblężenia Malty, które miało miejsce 1565 roku. Dzisiaj posiada swój plac oraz pomnik.
Z dworca autobusowego Termini wchodzisz praktycznie do centrum starego miasta. Od razu na główną ulicę, będącą jednocześnie główną arterią spacerową. Znajdują się tutaj głównie sklepy, renomowanych marek (za odpowiednie ceny) i nie gorsze kawiarnie. Mówiąc ogólnie Malta jest drogą wyspą. Idąc prosto warto zwrócić uwagę na dawny Pałac Inkwizytora, po lewej stronie, który dzisiaj jest siedziba prezydenta. Od takie ....porównanie do tego, kto tutaj rządził. W ciągu dnia do żadnego kościoła ani katedry nie wchodzimy, gdyż....wszystko pozamykane. Nieco to dziwne, bo turystów dosyć sporo. Na placu przy tutejszym Pałacu Buckingham spotykamy znanego niegdyś włoskiego sędziego Pierluigi Colline, z którym tłumek ludzi, robi sobie zdjęcia. Jak się później okazało przyleciał sędziować jakiś mecz.
Plan Valetty
Schemat linii autobusowych
21.01 - sobota - Mdina, Rabat, Dingli Clifs
Pobudka nieco wcześniej rano. Pierwszy bieg tutejszym szlakiem. Jak szybko się przekonuje promenadą nadmorską biega bardzo dużo ludzi. Już po kilku minutach mijam co najmniej kilkanaście osób. Biegnę w kierunku Valetty. Początkowo wiatr dosyć ostro w oczy, później za zakrętem do kolejnej zatoki nieco ustaje. W pewnym momencie promenada się kończy, trzeba odbić ulicami nieco do góry, aby wąskimi ulicami przebiec i znaleźć sie po drugiej stronie zatoki. Tutaj spokojnie już w stronę Valetty. Zawracam przy flagowej krypie o swojskiej nazwie "Czarna Perła" - pora wracać na śniadanie do Sliemy. Droga powrotna nieco na skróty, miedzy wąskimi ulicami. W końcu docieram do promenady. Wychodzi mi razem ponad 8,5 km porannej rozgrzewki.
Po śniadaniu autobus do Valetty i tam przesiadka na kolejny do Rabatu i Mdiny. Dosyć szybko trafiamy do właściwego. Po kilkudziesięciu minutach krętej jazdy przez zatłoczone ulice docieramy do miasteczka na wzgórzu, widocznego już z daleka. Przypomina nieco mauretańską twierdzę. Cała z piaskowca, pięknie rysująca się z daleka, już od samej bramy robi wrażenie. Gdy miniesz jedną z bram wejściowych, wąskie uliczki, prowadza Cię do centralnego placu z katedrą. Niestety wstęp do katedry i muzeum drobne - 5 Euro od osoby. Zauważyłem tutaj dziwna prawidłowość: wstęp do kościoła albo jest płatny....albo kościół jest zamknięty - doprawdy ciekawe podejście!?
Dalej wąskimi uliczkami można dostać się na mury, skąd rozciąga się widok na Maltę. Dzisiaj nieco za chmurami. Lokalną atrakcją jest Muzeum Lochów - Dungeons Museum - niewątpliwa atrakcja z czasów inkwizycji, która miała tutaj swoja siedzibę i chyba całkiem dobrze sobie radziła z opornymi heretykami i nie tylko. Ogólnie tej inkwizycji tutaj jest dosyć dużo.
Dalej kolejny autobus do Dingli. Kierowca wyrzuca nas gdzieś na skrzyżowaniu dróg i nawet mówi dokąd iść. Wiejska droga po około 20 minutach marszem docieramy do wybrzeża. Klif ładny, ale nie porywający spodziewałem się chyba czegoś bardziej spektakularnego. Widoczny stąd klif jest dosyć daleko, z punktu obserwacyjnego widać raczej okoliczne pola uprawne i gdzieś tam na końcu klif. Wieje bardzo mocno i nadciągają chmury, więc kolejnym autobusem do Rabatu, gdzie łapiemy bezpośredni do Sliemy. Po dwóch dniach widzę, że pewne atrakcje turystyczne lansuje się nieco na wyrost - i to sporo na wyrost!
22.01 - niedziela - Hagar Quim Temples
Megalityczne głazy - według tutejszych przekazów, starsze od Stonehenge. Od rana pogoda względna pomimo, że w nocy padał deszcz. Słonce i lekkie chmury. Autobus do Valetty i na dworcu Termini, przesiadka na linię 72, która dociera bezpośrednio do Hagar. Tutejsi kierowcy, albo gnają, albo wloką się wąskimi ulicami, niemiłosiernie. Czasami mam wrażenie, ze jadą najdłuższą możliwą droga do celu, co oczywiście trwa i to pochłania odpowiednią ilość czasu. Słońce znika za chmurami, silny wiatr później deszcz do kompletu - i tak już do końca dnia.
„Arecheological Park”, już z daleka niestety nie zachwyca. Wstęp jak się okazuje 10 Euro i uważam to, za bardzo daleko idące przegięcie. Kilka megalitycznych głazów przykrytych konstrukcją z plandeką, mającą chronić je rzekomo, przed promieniami słonecznymi – chyba raczej przed tymi, którzy nie zapłacą 10 Euro. Z góry było widać zapewne cała budowlę, teraz tylko płachtę!
Nieco poniżej, bardzo podobna budowla Mnajdra Temples. Tutaj także głazy zasłonięte plandeką. Nikt nie kupuje biletów, ludzie obchodzą budowle ścieżkami wokół. I tutaj zacząłem się zastanawiać, po co te plandeki i konstrukcje z metalu? Skoro megality przetrwały 5 tys. lat - co im teraz zrobi słońce? Ano nic - zakryto je dlatego, abyś nie zobaczył nic z zewnątrz. Żenada!!
23.01 - poniedziałek - Gozo - Azur Window
Od samego rana słońce idealne, tak jak zapowiadały prognozy na dzisiaj. Wyjazd na Gozo to podobno najładniejsze miejsce na Malcie, tylko, że to nie Malta, lecz kolejna wyspa. Na początek autobusem linii 222 na północno-zachodni kraniec wyspy. Częstotliwość odjazdów co 30 minut. Jazda na kraniec wyspy trwa około godziny. Gdy docieramy do terminala promowego w miejscu o nazwie Cirkewwa. Wyspa Gozo jest praktycznie na wyciągnięcie reki. Cena biletu na prom w obie strony to 4,5 Euro. 2 promy kursują na linii i odpływają regularnie co 45 minut. Typowy niewielki samochodowy prom, pełne słońce, lazurowe morze lekko kołysze. Do złudzenia przypomina wakacyjny dzień. Po około 30 minutach wysiadamy na Gozo (Ghawdex według tutejszej nazwy).
Bardzo ładna wyspa już z daleka. Obok terminala znajdują się przystanki autobusowe. Wszyscy atakują autobus do Wiktorii (czyli Rabatu, jak na niektórych mapach). Tak jak wszystkie tutaj, zaczyna kluczyć wąskimi ulicami i znowu odnoszę wrażenie, ze jedzie najdłuższa możliwa droga do miasta. W Wiktorii, przesiadka na autobus jadący bezpośrednio do Azur Window. Zapchany maksymalnie, chyba wszyscy możliwi ludzie tam jadą. Teraz nieco krótszy odcinek i lądujemy na drugim końcu wyspy. Słońce świeci jak u nas w środku lata, temperatura zapewne powyżej 25 stopni.
Aby zobaczyć owe lazurowe okno należy oczywiście podejść do skalistego wybrzeża. Już z daleka widać kłębiący się tłum, wiec nie można przeoczyć głównej atrakcji. Całkiem dobrze prezentują się klify po lewej stronie Gozo. Dopiero te dorównują nazwie "klif" jaka sobie wyobrażałem. Wokół wszędzie piaskowiec i skały, które rzeźbi nieustannie morze. Muszę przyznać, ze miejsce robi wrażenie i warto się tutaj tłuc, szczególnie, gdy masz do dyspozycji taką pogodę jak dziś. Wracamy tą samą drogą przez Wiktorię, niestety tutaj od 12 do 16:30 „siesta” - wszystko pozamykane.
Gozo mapa
25.01 - środa - Mosta
Na wielu tutejszych ulotkach reklamuje się katedrę w mieście Mosta, jako świątynię zbliżoną wyglądem do rzymskiego Panteonu, oczywiście zbudowaną z piaskowca. Skoro jest taka istnienia, to może watro porównać obie budowle, skoro tą rzymską odwiedziłem już dawno temu. Połączenie autobusowe najlepiej łapać z Valetty, skąd do Mosty jeździ co najmniej kilka linii. Znowu monotonna plątanina wąskich ulic i niezliczonej ilości przystanków autobusowych. Pomimo, ze miasto nie leży daleko, jak wszystko tutaj, podróż zajmuje niecałą godzinę w jedną stronę. Przystanek znajduje się przy samej bazylice.
Budowla robi wrażenie swym rozmachem oraz ogromną kopułą. Podobna druga z największych w Europie. Budowla, trzeba poznać, ma w sobie coś z Panteonu. Wnętrze bardzo ładne, stylizowane nieco na barok, utrzymane w bardzo dobrym stanie i wejście jeszcze bezpłatne. Niestety bazylika czynna do 11:45, więc zostało nam zaledwie kilka minut. O wskazanej na afiszu godzinie, wyskakuje gościu, który głośno wyrzuca wszystkich na zewnątrz. Po raz kolejny mam wrażenie, iż turysta to intruz – zamykamy wynocha!
Podsumowując Malta to raczej nie moje klimaty. Przyrodniczo wyspa nie przedstawia się za ciekawie, brak plaż, wyłącznie od strony północno – zachodniej, przy Golden Bay. Co jak wiadomo w czasie potencjalnych wakacji jest dosyć ważne. Brak lasów i gór, wszechobecna zabudowa w pomieszanym stylu arabskim i europejskim. Nowe apartamentowce wyrastające wszędzie gdzie się tylko da. Krótko mówiąc ciasnota, nędza i bieda obok luksusu. Duża ilość knajp i barów, wszechobecna komercja, ogólnie dosyć drogo. Jeżeli szukasz czegoś ciekawego i egzotycznego, zdecydowanie nie to miejsce.