1.08 - 10.08.2015 Niemcy - Szwajcaria Saksońska
2. 08 – niedziela – Moritzburg
Od rana upał po 10 przekraczamy polską granicę i w jedziemy w stronę Drezna. Po południu docieramy praktycznie do przedmieść miasta. Aby dotrzeć do zamku, czy też pałacu należy zjechać z odcinka autostrady Drezno – Praga i dosłownie po kilku km dojedziesz do niewielkiego miasteczka. Jadąc cały czas prosto wjedziesz praktycznie, na widoczny już z daleka na zamek. Masz do wyboru dwa parkingi jeden po lewej stronie przed zamkiem, a konkretnie przed mostem, gdyż zamek znajduje się na wyspie. Drugi parking znajduje się z tyłu w okolicy lasu. Na ostatnim skrzyżowaniu skręć w lewo i półkolem jedź do samego końca. Oba parkingi płatne 1 Euro za godzinę. Bryła budowli robi wrażenie już z odległości. Można ją obejść dookoła wyznaczonym szlakiem, wokół jeziora. Dużo ławek i miejsc do robienia zdjęć, praktycznie z każdej możliwej strony, a jest co fotografować – bryła zamku robi wrażenie.
Od rana upał po 10 przekraczamy polską granicę i w jedziemy w stronę Drezna. Po południu docieramy praktycznie do przedmieść miasta. Aby dotrzeć do zamku, czy też pałacu należy zjechać z odcinka autostrady Drezno – Praga i dosłownie po kilku km dojedziesz do niewielkiego miasteczka. Jadąc cały czas prosto wjedziesz praktycznie, na widoczny już z daleka na zamek. Masz do wyboru dwa parkingi jeden po lewej stronie przed zamkiem, a konkretnie przed mostem, gdyż zamek znajduje się na wyspie. Drugi parking znajduje się z tyłu w okolicy lasu. Na ostatnim skrzyżowaniu skręć w lewo i półkolem jedź do samego końca. Oba parkingi płatne 1 Euro za godzinę. Bryła budowli robi wrażenie już z odległości. Można ją obejść dookoła wyznaczonym szlakiem, wokół jeziora. Dużo ławek i miejsc do robienia zdjęć, praktycznie z każdej możliwej strony, a jest co fotografować – bryła zamku robi wrażenie.
Płaci się za wstęp do komnat, ogrody można podziwiać za darmo. Komnat co prawda nie jest za wiele i z zewnątrz można sadzić, iż będzie tam więcej do oglądania. Za to komnaty, które zostały udostępnione robią wrażenie swoim przepychem i tapetami ze skóry lamparta. Jak się później okaże to domena tutejszych pałaców. Warto rozważyć wstęp do pałacu i pozbyć się kilku euro, aby podziwiać wnętrza. Godzina w zupełności wystarcza, aby zapoznać się z budowlą. Na koniec mały spacer wokół, specjalnym szlakiem w tym celu przygotowanym. Czas nagli, bo jeszcze trochę drogi do pokonania zostało. Ruszamy dalej i około 17:30 w całkiem niezłym upale , docieramy do celu dzisiejszej podróży, czyli do miasteczka Altenberg. Jest on już częścią gór Erzgebirge, a będzie naszą kwaterą przez kilka najbliższych dni.
3.08 – poniedziałek – Altenberg
Od rana upał. Na początek udajemy się do biura informacji turystycznej (Tourist-Info-Buro, Am Bahnhof 1), po wszelkiego rodzaju ulotki, mapy, plany, informacje itp. Jak zawsze w Niemczech wszystkiego jest pod dostatkiem łącznie z rodzajami łączonych biletów DB. Wszystko w języku niemieckim, czasami czeskim. Po polsku raczej nic nie ma, ale jest tego do wyboru do koloru i każdy coś sobie wynajdzie.
Z racji upału i odpoczynku po dwudniowej podróży spędzamy dzień na nad niewielkim jeziorem Kleiner Galgenteich. Akwen został dostosowany dla odwiedzających. Dwie zjeżdżalnie jedna, mała dla dzieci i duża, na której można się nieco rozbujać, zanim z impetem wylądujesz w wodzie. Fajnie zrobiony obiekt. Wstęp oczywiście płatny 4 euro dorosły, 2 euro dziecko. Po południu mała runda na letnim torze saneczkowym Sommerrodelbahn. Jechałem już kilkoma, ale ten jest dosyć długi i rozwija się sympatyczną prędkość. Fajna frajda nie tylko dla dzieci :-)
Plan miasta
Mapa ogólna
4. 08 – wtorek – Twierdza Konigstein i skały Bastei nad Łabą
Jadąc do twierdzy należy z drogi zjazdowej do miasta, skręcić w prawo przy znaku „P Festung”. Jeżeli tego nie zrobisz zjedziesz na dół do miasta i albo się cofasz, albo idziesz do twierdzy z buta, a to spory kawałek. Parking płatny obowiązkowo 5 euro za 3h. To czas wystarczający na zwiedzenie twierdzy. Od parkingu do kas trzeba podejść około 10 -15 minut pod górkę. Wstęp 10 euro od osoby (dzieci 5 euro). Mając bilet proponuję wjechać do góry windą, która zatrzymuje się bezpośrednio przy jednym z tarasów widokowych, skąd można zacząć oglądanie twierdzy i okolicznych widoków. Budowla jest dosyć okazałych rozmiarów. Oprócz budynków, wież, kościoła, posiada własny las. Twierdza to całe zabudowane wzgórze, wkomponowane w skałę. Widoki wokół robią największe wrażenie. Na przejście całości, spokojnym tempem, należy zarezerwować sobie około 3 h.
Drugim miejscem na dzisiaj są Skały Bastei. Spod twierdzy zjedź zjazdem po lewej stronie, jest widoczny znak do Rathen i cały czas podążaj za znakami kilkanaście km. Czasami bardzo wąsko i bardzo stromo. W końcu dotrzesz nad brzeg Łaby, gdzie znajduje się duży parking – nie muszę nadmieniać, że płatny, 1 euro za godzinę. Promem przeprawiamy się na drugą stronę rzeki (1,5 euro od osoby). Warto kupić od razu bilet w obie strony. Słońce przypieka niemiłosiernie. Na drugim brzegu idąc deptakiem od razu znajdziesz znaki do Bastei. Podejście do form skalnych i mostów trwa około 45 min do 1h. W zależności od tempa i aktualnej temperatury. Początkowo szlak wznosi się wśród zabudowań, aby następnie przejść w dosyć szeroką io wygodną drogę leśną, pnącą się w górę. Po wyjściu z lasu mamy już praktycznie pierwsze widoki na skały i na dolinę rzeki z drugiej strony. Proponuję odwiedzać wszystkie platformy widokowe po lewej stronie szlaku, im wyżej tym lepsze widoki na okolicę i skałki. W końcu docieramy do Bastei.
Główną atrakcją skalną jest most kamienny o dosyć imponujących rozmiarach. Tłum ludzi. Posiada on dodatkową platformę z prawej strony, aby można było zobaczyć dolinę po prawej stronie. Po przejściu mostu warto przedreptać się do okolicznych punktów widokowych, małych platform, aby zobaczyć most wraz ze skałami. Są one dobrze widoczne i oznakowane szlakiem. Idąc dalej szlakiem dojdziesz do hotelu górskiego, gdzie dzisiaj kłębi się cała masa czerwonych i zdyszanych Japończyków – chyba im nieco przypiekło! Zejście do miasteczka praktycznie tym samym szlakiem, chociaż jak pokazują mapy można powiązać ten szlak z innymi w okolicy, aby zrobić sobie jakąś ciekawą pętelkę. Formy skalne jak najbardziej do tego sprzyjają. My powracamy promem na pierwszy brzeg i przez Pirnę jedziemy do Altenbergu.
Kolejny gorący i słoneczny dzień. Jadąc do Drezna postanowiliśmy wykorzystać połączenie kolejowe sieci VVO, która dysponuje nowoczesnymi pociągami z klimatyzacją, co powoduje, że przy całodobowym bilecie rodzinnym za 19 euro, który można dostać w każdej kasie kolejowej, jest to ciekawa opcja. Bilet rodzinny (Familientageskarte) upoważnia do przemieszczania się wszystkimi możliwymi kombinacjami środków transportu (tzn., pociąg, tramwaj, autobus i prom) w rejonie Sachsise Schweiz i Ostergebirge – co jak zapewniam, jest bardzo rozległym rejonem. Altenberg jest ostatnią i najwyżej położoną stacją tej linii kolejowej. Tutaj pociągi kończą swój bieg i stąd ruszają do Heidenau, gdzie należy się przesiąść na jakikolwiek pociąg jadący do stacji Dreseden HBF. Praktycznie wszystkie tam jadą i są skorelowane z pociągami VVO z Altenbergu. Należy przejść na drugi peron i po kilku minutach zjawia się czerwony piętrowy pociąg DB.
Uwaga! - istnieje tutaj coś w rodzaju przystanku „na żądanie”. Na podręcznych rozkładach jazdy, który otrzymasz w informacji lub kasie biletowej, przy nazwach niektórych stacji istnieje mały znak „x”. To właśnie taki przystanek. W pociągach nad oknem istnieje mały czerwony przycisk z bardzo długim napisem. On to służy do zatrzymania pociągu na takowej stacji. Po jego naciśnięciu to tablicy informacyjnej w wagonie pojawi się napis – „wagon halted”, co oznacza, iż zatrzyma się na kolejnej stacji – i tak w rzeczywistości było. Sytuacja odwrotna, gdy Ty stoisz na takiej stacji. Musisz machnąć ręką, jakbyś chciał zatrzymać stopa.
Po drodze wysiadamy w Weesenstein, gdzie znajduje się całkiem ciekawy i przyciągający uwagę zamek. Ten przystanek to właśnie stacja na żądanie, więc trzeba sobie zatrzymać pociąg na stacji przyciskiem, o którym pisałem powyżej. Bryła zamku jak i ogrody są doskonale widoczne już z okien pociągu. Zanim zatrzyma się on na stacji mija niewielki tunel i dopiero po drugiej stronie zatrzymuje się na przystanku. Mała podrzędna i nieco zaniedbana stacyjka. Wokół nic nie widać, oprócz kilku domów i dosyć dużego masywu. Aby dojść do zamku z peronu należy skręcić w lewą stronę i trzymać się cały czas drogi. (Adres zamku: Am Schlossberg 1, Muglitztal OT Weesenstein).
Gdy obejrzeliśmy zamczysko i posiedzieliśmy sobie w ogrodach, wracamy na peron i tym samym pociągiem po dokładnie godzinie pomykamy już do Drezna, przesiadka w Heidenau i po 6 przystankach podmiejskich docieramy na Hauptbanhof w Dreźnie. Od razu widać, ze teren wokół dworca to jeden wielki plac budowy. Wszędzie dźwigi budujące ogromne budynki, galerie handlowe lub hotele, których tutaj wokół jest mrowie. W stronę Starego Miasta, także można przemieszczać się holami dużych galerii handlowych – horror w centrum miasta.
Na początek Kościół Marii Panny (Frauenkirche). Mam wrażenie, że odnowiony i prezentuje się dużo lepiej niż podczas mojej ostatniej wizyty tutaj, w sobotę 30.12.2006 roku. W środku tłum nieprzebrany, to siada to przemyka się w stronę wyjścia. Ogólnie w mieście ciasno i gorąco. Przyjmujemy kierunek na bulwar nad Łabą i zamek. Tutaj ludzi pełno, mijamy katedrę św. Trójcy i wchodzimy na dziedziniec rokokowego zespołu pałacowego Zwinger. Tutaj patelnia totalna! Dobrze, że działają fontanny, więc można trochę odetchnąć. Zniknęła większość rusztowań i zamek prezentuje się dużo lepiej niż zimą. Spora cześć oglądających szukając cienia wchodzi do góry na galerie, aby z wysokości zerknąć na dziedziniec. Czas na odwrót. Miałem w planach odwiedzić jeszcze zespół pałacowy w Pilnitz, ale czas już niestety nie pozwala.
Na początek Kościół Marii Panny (Frauenkirche). Mam wrażenie, że odnowiony i prezentuje się dużo lepiej niż podczas mojej ostatniej wizyty tutaj, w sobotę 30.12.2006 roku. W środku tłum nieprzebrany, to siada to przemyka się w stronę wyjścia. Ogólnie w mieście ciasno i gorąco. Przyjmujemy kierunek na bulwar nad Łabą i zamek. Tutaj ludzi pełno, mijamy katedrę św. Trójcy i wchodzimy na dziedziniec rokokowego zespołu pałacowego Zwinger. Tutaj patelnia totalna! Dobrze, że działają fontanny, więc można trochę odetchnąć. Zniknęła większość rusztowań i zamek prezentuje się dużo lepiej niż zimą. Spora cześć oglądających szukając cienia wchodzi do góry na galerie, aby z wysokości zerknąć na dziedziniec. Czas na odwrót. Miałem w planach odwiedzić jeszcze zespół pałacowy w Pilnitz, ale czas już niestety nie pozwala.
6. 08 – czwatrek – Decinsky Sneżnik i Tiske Steny
Od razna piękna pogoda, więc ruszam w góry czeskie a konkretnie w Góry Połabskie. Pierwsze miejsce, to położony opodal Decina - Sneżnik. Znajduje się on w granicach obszaru chronionego krajobrazu Łabskie Piaskowce. Można przedostać się tam regionalnymi drogami. Czasami jest wąsko i stromo, ale da się przejechać. Można podjechać kawałek autostradą, ale pamiętaj, że są one od granicy czeskiej płatne i kwit musisz mieć zanim na nią wjedziesz. Zaraz zagranicą czekają czeskie wozy policyjne i czeszą klientów niemiłosiernie – pokutę masz jak w banku!
Kieruję się na małą miejscowość Sneżnik i docieram tam po około 45 minutach jazdy. Stołowy kształt góry widać już od skrzyżowania. Sama góra jest płaska i nie stanowi dla nikogo najmniejszego problemu technicznego. Po lewej stronie jest parking, oczywiście płatny. Ale wystarczy cofnąć się tą samą drogą i około 300 m wcześniej i na skraju lasu, przy polanie znajduje się całkiem darmowy parking. Nie można go przeoczyć. Stoliki i zadaszenie są dobrze widoczne z drogi.
Szlak zaczyna się przy skrzyżowaniu. Początkowo łagodnie w górę asfaltem. Słońce przypieka, więc nie jest za sympatycznie. Gdy miniesz skałę i zakręt dojdziesz do niewielkiego rozwidlenia. Po lewej stronie znajduje się niewielka platforma widokowa, gdzie przy dobrej widoczności podziwiać można Saksońską Szwajcarię i odległe Drezno – dzisiaj nie za bardzo – wilgotność powietrza nie pozwala. Aby dojść do wieży musisz skręcić zgodnie z drewnianym znakiem z napisem „Rozhledna”. Szlak ten wiedzie skrajem, wzdłuż piaskowców i po kilkunastu minutach doprowadza do wieży i niewielkiego schroniska. Po drodze całkiem ładne widoki na Decin i góry na horyzoncie. Upał dowala. W końcu docieram na szczyt i mam przed sobą wieżę. Do złudzenia przypomina mi tą, która znajdowała się na polskim Śnieżniku, a widnieje dzisiaj już tylko na dawnych zdjęciach lub pocztówkach. W końcu nic dziwnego, oba szczyty należały w XIX i początkach XX wieku do zaboru pruskiego, gdy je budowano, więc mogą jak najbardziej wykazywać pewne podobieństwa konstrukcyjne. Z tą różnicą, że czeska nadal stoi na swoim miejscu, a po naszej nie ma śladu.
W bufecie zakupuję kubek Kofoli za judaszowe 1 euro, wypijam go w cieniu i szybki odwrót. Schodzę dosyć kamienistym szlakiem, ścinając nieco trasę, aby szybciej dotrzeć do parkingu i cofam się około 5 km do wioski Tisa.
Znajdują się tutaj Tiske Steny, leżą one w południowo - zachodniej części Wyżyny Dieczyńskiej, na obszarze Łabskie Piaskowce. Samochód proponuję zostawiać kilkanaście metrów w górę wioski, bo przy wejściu na szlak parking oczywiście płatny. Ewentualnie można skręcić w stronę Campingu i tam przed wjazdem jest niewielki plac, gdzie można posadzić swoje auto.
Głównym punktem wyjściowym do Tiskych Sten jest parking przy kościele św. Anny w Tisie, z którego prowadzi czerwony szlak na skalny plac, który dzieli skalne miasto na Velké i Malé stěny. Szlak wyrusza przy placu koło kościoła, wznosząc się lekko ku górze, obok niewielkiego cmentarza. Za nim wyłaniają się pierwsze skalne widoki i oczywiście kasa gdzie czeszą „myto za wstęp” – w koronach lub euro. (1,5 euro za dorosłego). W zamian dostaniesz ładną pocztówkę bilet, ze schematem szlaków. Dłuższy zielony kieruje się w lewo od kasy i okrąża praktycznie większą część skał, jest najbardziej widokowy i łączy się z czerwonym szlakiem, niedaleko drugiego punktu poboru kasy, który jest z drugiej strony rezerwatu, bliżej Decińskego Sneżnika. Na upartego można tutaj także dojść z buta, ale jest to odcinek ponad 5 km zupełnie po płaskim i gęstym lesie, więc niczym nie zachwyca. . W dodatku w dzisiejszym upale nie widziałem potrzeby takiej wędrówki.
Znajdują się tutaj Tiske Steny, leżą one w południowo - zachodniej części Wyżyny Dieczyńskiej, na obszarze Łabskie Piaskowce. Samochód proponuję zostawiać kilkanaście metrów w górę wioski, bo przy wejściu na szlak parking oczywiście płatny. Ewentualnie można skręcić w stronę Campingu i tam przed wjazdem jest niewielki plac, gdzie można posadzić swoje auto.
Głównym punktem wyjściowym do Tiskych Sten jest parking przy kościele św. Anny w Tisie, z którego prowadzi czerwony szlak na skalny plac, który dzieli skalne miasto na Velké i Malé stěny. Szlak wyrusza przy placu koło kościoła, wznosząc się lekko ku górze, obok niewielkiego cmentarza. Za nim wyłaniają się pierwsze skalne widoki i oczywiście kasa gdzie czeszą „myto za wstęp” – w koronach lub euro. (1,5 euro za dorosłego). W zamian dostaniesz ładną pocztówkę bilet, ze schematem szlaków. Dłuższy zielony kieruje się w lewo od kasy i okrąża praktycznie większą część skał, jest najbardziej widokowy i łączy się z czerwonym szlakiem, niedaleko drugiego punktu poboru kasy, który jest z drugiej strony rezerwatu, bliżej Decińskego Sneżnika. Na upartego można tutaj także dojść z buta, ale jest to odcinek ponad 5 km zupełnie po płaskim i gęstym lesie, więc niczym nie zachwyca. . W dodatku w dzisiejszym upale nie widziałem potrzeby takiej wędrówki.
Mapa dojazdu - Tiskie Steny
Lewa, początkowa strona, jest nieco mniejsza, jeżeli chodzi o skałki. Zaczyna się od wejścia do góry, na platformy, gdzie można zerknąć na całość piaskowców. Następnie schodzi do skalnego labiryntu, gdzie każda z form skalnych ma swój numer, nazwę itp., itd. Bardzo przypomina mi to w zarysie Skalne Miasto. Formy skalne tutaj są dużo ciekawsze, lecz nie tak wysokie. Numeracja skał pomaga przy nawigacji w terenie. Powrotny czerwony szlak idzie wzdłuż grani i kończy się przy kasie, skąd rozpoczyna się wędrówkę. Ładne widoki i ciekawe przepaście, ale dzisiaj upał nie pozwala na cieszenie się nimi.
Duża ilość wspinaczy, którzy drapią się gdzieś po skałach. Nawet dzieci zaczynają tutaj swoją przygodę ze wspinaczką. Bez zbytnich tłumów turystów i można w spokoju delektować się pięknem skalnych form. Bez wątpienia piękne i nieznane miejsce – polecam wszystkim lubiącym ten rodzaj gór i nie tylko.
8,9.08 – sobota, niedziela – Wrocław
Wracając do Polski przekraczamy granicę w Zgorzelcu i od razu dopada nas koszmarny upał. Zajeżdżamy do miasteczka Jawor, aby zobaczyć szachulcowy Kościół Pokoju, bardzo podobny do tego, który znajduje się w Świdnicy. Niemiła niespodzianka na początek, wstęp do kościoła 10 złotych. Po południu docieramy do Wrocławia. Upał jest tak potworny, ze człowiek ni ma na nich ochoty. W dzień patelnia, w nocy spać się nie da. W sobotę kupuję bilet do Panoramy Racławickiej. Bilety są sprzedawane na wyznaczoną godzinę, ale idzie to dosyć sprawnie, a wizyta w rotundzie trwa równe pół godziny. W mieście wszędzie kurtyny wodne, kto tylko może tapla się w wodzie, lub chociaż przechodzi przez mgiełkę wodną. Wieczorem odwiedzam Muzeum Narodowe, bo obowiązuje w nim bilet kupiony na Panoramę do końca roku 2015.
W niedzielę zoo i nowo wybudowane Afrykanarium. Budynek podzielony jest na kilka sekcji przedstawiających poszczególne obszary ziemi. Są tutaj rafy koralowe, las tropikalny, manaty i cała masa zwierząt i roślin z lasów deszczowych. Warto raz do tego miejsca zajrzeć. Wstęp jest równoznaczny z kupieniem biletu do całego wrocławskiego zoo. W weekendy o godzinie 22:00 obok Hali Stulecia mają miejsce pokazy fontann. Zawsze pod innym tytułem i do innej muzyki. Bardzo efektowne i ściągają na nie tłumy z miasta – wokół hali płatne parkingi, nawet w nocy! – 5 zł/h. Zmęczeni upałami w poniedziałek wracamy do domu.
Duża ilość wspinaczy, którzy drapią się gdzieś po skałach. Nawet dzieci zaczynają tutaj swoją przygodę ze wspinaczką. Bez zbytnich tłumów turystów i można w spokoju delektować się pięknem skalnych form. Bez wątpienia piękne i nieznane miejsce – polecam wszystkim lubiącym ten rodzaj gór i nie tylko.
8,9.08 – sobota, niedziela – Wrocław
Wracając do Polski przekraczamy granicę w Zgorzelcu i od razu dopada nas koszmarny upał. Zajeżdżamy do miasteczka Jawor, aby zobaczyć szachulcowy Kościół Pokoju, bardzo podobny do tego, który znajduje się w Świdnicy. Niemiła niespodzianka na początek, wstęp do kościoła 10 złotych. Po południu docieramy do Wrocławia. Upał jest tak potworny, ze człowiek ni ma na nich ochoty. W dzień patelnia, w nocy spać się nie da. W sobotę kupuję bilet do Panoramy Racławickiej. Bilety są sprzedawane na wyznaczoną godzinę, ale idzie to dosyć sprawnie, a wizyta w rotundzie trwa równe pół godziny. W mieście wszędzie kurtyny wodne, kto tylko może tapla się w wodzie, lub chociaż przechodzi przez mgiełkę wodną. Wieczorem odwiedzam Muzeum Narodowe, bo obowiązuje w nim bilet kupiony na Panoramę do końca roku 2015.
W niedzielę zoo i nowo wybudowane Afrykanarium. Budynek podzielony jest na kilka sekcji przedstawiających poszczególne obszary ziemi. Są tutaj rafy koralowe, las tropikalny, manaty i cała masa zwierząt i roślin z lasów deszczowych. Warto raz do tego miejsca zajrzeć. Wstęp jest równoznaczny z kupieniem biletu do całego wrocławskiego zoo. W weekendy o godzinie 22:00 obok Hali Stulecia mają miejsce pokazy fontann. Zawsze pod innym tytułem i do innej muzyki. Bardzo efektowne i ściągają na nie tłumy z miasta – wokół hali płatne parkingi, nawet w nocy! – 5 zł/h. Zmęczeni upałami w poniedziałek wracamy do domu.
Łączny dystans tego wyjazdu to 2002 km.