7- 8.06.2014 Karkonosze w 2 dni - Główna grań

 7 czerwca – sobota

Tradycyjnie nocny pociąg do Jeleniej. Już dawno nie miałem wątpliwej przyjemności nim podróżować. Zapada noc i strzała południa dzielnie pomyka przez pola i łąki Rzeczpospolitej. Marcin tradycyjnie dosiada się w Poznaniu. Dostał miejscówkę w tym samym przedziale. Parę lat się nie widzieliśmy, dokładnie 5, więc chwilę gadamy o naszym życiu i różnych sprawach. Za oknem wstaje blady świt, więc musimy urwać przynajmniej kilka godzin snu. Pociąg swoim jednostajnym rytmem toczy się do Jeleniej. Przed wjazdem na stację okazuje się, że z przodu, we Wrocławiu, dołączono wagony bezpośrednio do Szklarskiej. Przeskakujemy więc z plecakami o wagon do przodu i jest pięknie. Od rana idealne słońce, co w polskich górach jest rarytasem, szczególnie w tym roku. Niebiosa chyba wysłuchały nasze modlitwy, ani jednej chmury! Torowiska między Jelenią a Szklarską wyremontowano, więc pociąg jedzie nieco szybciej, chociaż niektóre dworce straszą z daleka. W końcu po 11h jazdy wysiadamy.


Szklarska robi sympatyczne wrażenie, jakoś dzisiaj ciepło i kolorowo. Podejmujemy decyzję, iż na początek Szrenica. Zaczyna przypiekać, więc udajemy się do sklepu po zakup dodatkowych flaszek wody. Ruszamy z pełnym obciążeniem na plecach, więc czujemy ich wagę na swoich gnatach. Robi się patelnia. Na początek Kamieńczyk oczywiście czerwonym szlakiem. Po wejściu do lasu, zakupiliśmy po 2 łoscypki – tak dla smaku i klimatu. O dziwo, dzisiaj wodospad zamknięty, ludzi full, więc chwila odpoczynku. Łyk wody, żel energetyczny, zdejmuję długie spodnie zamieniając je na wersję bardziej przyjazną dla dzisiejszej wędrówki. Dalej oczywiście punkt poboru myta za wstęp do K.P.N. No i betonowa cepostrada na Halę Szrenicką.
Ku mojemu zaskoczeniu przychodzimy w dosyć dobrym czasie. Wieki minęły od mojej ostatniej wizyty w tym miejscu. Dużo się zmieniło, schronisko wyremontowano, wygląda jakoś lepiej i inaczej. Zmiana bardzo pozytywna. Chwila odpoczynku i do góry.


Za zakrętem wyłania się duża bryła schroniska na Szrenicy. Wszędzie kręci się sporo ludzi. Atakujemy jadalnię, zajmujemy gustowną ławę przy oknie i czaimy się na tutejszy żurek. Przed barem trwa szturmowe oblężenie. Wszyscy coś kupują lub tylko udają, że chcą kupić. W końcu dostajemy swoje talerze. Zawsze uważałem, że obiad w schronisku smakuje najlepiej. Ten żurek jednak, delikatnie mówiąc, nie jest mistrzowskim popisem kucharza. 
Nie ma co dłużej marudzić, kolejny punkt Śnieżne Kotły. Nadal czerwonym, tym razem już granicznym szlakiem. Ludzi coraz więcej i słońce też przypieka. Oprócz typowych wycieczek geriatrii coraz więcej Niemców na szlaku, są praktycznie wszędzie. Jak się później okazało mają długi weekend, więc szturmują góry. Przy bezchmurnym niebie docieramy do Śnieżnych Kotłów.

Widoczek dzisiaj piękny na Kotły i widoczność na Kotlinę Jeleniogórską także – myślę, że lekko ponad 50 km. Gdzieś w dali majaczy majestatyczny Chojnik. Trochę zdjęć i siadamy, aby odpocząć i zrzucić z pleców plecaki, które coraz bardziej dają się we znaki, gdy sił ubywa. Po raz kolejny zastanawiamy się dlaczego w budynku nikt nie otworzy noclegów, zapewne chętnych by nie zabrakło, przynajmniej w sezonie, ale cóż może nie można. Zmieniam buty na lżejszą wersje, bo Alpiny obtarły mi duży palec u nogi – kto wie czy nie była to błędna decyzja. Teraz już tylko długie i w miarę płaskie przejście w stronę Wielkiego Szyszaka i Przełęczy pod Śmielcem, dalej Czarna Przełęcz, Czeskie Kamienie i powoli będziemy zbliżali się do wypłaszczenia przed Przełęczą Karkonoską. Wbrew pozorom to długi i dosyć żmudny odcinek drogi. Słońce pali niemiłosiernie, jest ponad 30 stopni i czuję, że jestem już nieco przypieczony. Docieramy do Odrodzenia. Schronisko całe zapchane i nie ma miejsca na nocleg, podobno nawet gleba cała zarezerwowana. Aby gdzieś przenocować musimy zejść do Przesieki.


Ruszamy w dół niebieskim szlakiem. 6 km, prostego, asfaltem, zejścia na strzałkę. Nie polecam nikomu, omijajcie ten szlak z daleka. Nudny, betonowy wyryp. Duża strata na wysokości, na 6 km ponad 600 metrów w dół. W końcu po 19 zdrowo zmęczeni dochodzimy do wioski. Mam wrażenie, iż niżej jest jeszcze cieplej niż u góry. Łapiemy przydrożny sklep, aby kupić wodę na jutro, w niedzielę nie wiadomo jak będzie a upał zapowiada się nie gorszy niż dzisiaj. Docieramy na miejsce noclegu. Muszę zadzwonić, bo właściciela kwatery nie ma w domu, ale za chwilę się zjawia. Stopy mam całe w pęcherzach, co niezbyt dobrze rokuje na jutro.


8 czerwca - niedziela

Wczoraj wieczorem odbyliśmy naradę - czy możemy w logiczny i rozsądny sposób ominąć niebieski i wrócić jakimś innym szlakiem do Odrodzenia, aby kontynuować przejście główną granią. Niestety – totalna kicha, musimy wracać tym samym.
Z pełnym zaopatrzeniem na plecach ruszamy około 10, pod górę. Szlak ostro i mozolnie pnie się w górę i w dodatku cały czas asfalt. To co wczoraj zgubiliśmy, dzisiaj musimy podejść. Słońce pali niemiłosiernie i musimy się zakrywać. Postoje co jakiś czas a i tak z nas leci. W końcu około 12, docieramy do Odrodzenia.


Znowu lampa, temperatura przekracza 30 stopni. Łyk wody, coś jemy, bo podejście zdrowo nam dowaliło i idziemy dalej od punktu, w którym wczoraj przerwaliśmy marsz. Na odcinku do Słonecznika, idę szczelnie zakryty przed słońcem. Niebiosa się nad nami zlitowały, bo pojawiają się białe chmury skutecznie dające chwilę wytchnienia. 
Za Słonecznikiem moje nogi i odciski coraz bardziej dają znać o sobie. Idzie mi się elementarnie źle i z godziny na godzinę jest coraz gorzej. Nad Kotłami Wielkiego i Małego stawu, chwila odpoczynku. Ludzi coraz więcej i szlak przypomina typową cepostradę. Zastanawiamy się jak wyglądają nasze szanse wejścia na Śnieżkę. Jest już po 14 i czasowo nie wygląda najlepiej szczególnie, że musimy w Karpaczu zdążyć na autobus a później na nocny pociąg. To jedyny, więc nie mamy innej opcji. Gdy docieramy do Spalonej Strażnicy na Równi, obaj dochodzimy do wniosku, że aby spokojnie zejść musimy dzisiaj podarować sobie Śnieżkę.

Moje nogi są w takim stanie, że nie wiem czy dałbym dzisiaj radę. Nie tym razem to następnym. Powoli skręcamy niebieskim do Strzechy Akademickiej. Słońce chwilowo schowało się za chmury, ale jest nadal gorąco. Chwila odpoczynku przed schroniskiem i żółtym, przez dawny tor saneczkowy ruszamy do Białego Jaru. Idę już z wielkim trudem co pewien czas dając odpocząć stopom. Kiedyś schodziłem tędy w śniegu, było wietrznie i słonecznie a szlak wydawał się bardzo szybki i przyjemny. Dzisiaj wlecze się niemiłosiernie. W dodatku im niżej tym cieplej, plecaki ciągną do dołu jak upiorne kamienie. 


W końcu, około 17:30 docieramy na przystanek PKS w Białym Jarze. Na wyświetlaczu 37 stopni. O zgrozo - w takiej patelni już dawno nie miałem przyjemności. Siedzimy i czekamy – gorąco! Godzinę później dociera bus, który w końcu zbiera wszystkich chętnych na dworzec PKP do Jeleniej. Pomimo niedzieli jest otwarty jakiś sklep, gdzie kupuję plastry na zakrwawione stopy i nieco prowiantu na długą drogę powrotną. Pociąg rusza punktualnie.



Nie udało nam się na tym wypadzie spiąć dwóch szczytów Szrenicy i Śnieżki. Upał i bardzo długie zejście na nocleg a później podejście do góry, zabrało nam ponad cztery godziny, co okazało się krytyczne, jeżeli chodzi o czas i siły drugiego dnia wędrówki. Ponad 1200 metrów przewyższenia na nocleg i z powrotem. No cóż – tak wyszło. Myślę, że łącznie pokonaliśmy dystans ponad 42 km z obciążeniem, przy średniej temperaturze ponad 30 stopni.

Popularne posty z tego bloga

29.01 - 4.02.2024 - Góry Majorki

6.08 - 11.08.2024 - GSB - Beskid Żywiecki do Rabki - 112 km górami

1 - 4.11. 2023 - Budapeszt