15.08 - 17.08.2007 Litwa - Wilno

15 sierpnia - niedziela

Bardzo długo czekałem na ten wyjazd, zaliczyłem kilka niedualnych prób dotarcia do tego niesamowitego miasta, ale w końcu udało się - wyruszamy do Wilna. Wczoraj odebrałem samochód od mechanika, który wymienił mi amortyzatory i zbadał go od wewnątrz. Dzisiaj całkiem spokojnie możemy ruszać na wschodnie rubieże naszego pięknego kraju i do Wilna. Od rana mamy piękną pogodę i jest na dodatek niedziela, więc ruch na drogach nie jest za duży. Przeszkadzają tylko jak zwykłe remonty dróg, których w tym roku jest niesamowity wysyp, a co za tym idzie, korki niesamowicie działają na nerwy, o czym nie raz się przekonam siedząc za kółkiem. W sumie w ciągu 3 dni pokonaliśmy 1363 km, przy pięknej słonecznej pogodzie i po raz kolejny przekonałem się o zaletach podróżowania własnym samochodem za granicę.
Już po wyjeździe z Trójmiasta, gdy tylko minęliśmy obwodnicę, w Nowym Dworze niespodzianka - budowa mostu i stoimy, temperatura rośnie i robi się gorąco. Dobre 20 minut do tyłu. Gdy przebiliśmy się przez korek ruszamy bez większych przeszkód. Mijamy Elbląg, Olsztyn, Mrągowo i na miejsce postoju wyznaczyliśmy sobie Mikołajki. Chcemy tutaj zahaczyć jakiś obiad. Ku mojemu zdziwieniu, albo pełno ludzi, albo zlikwidowano pizzerię, gdzie niegdyś jadłem. Żeby nie marnować czasu, wskakujemy do kolejnej, jemy obiad i dalej w drogę. Tym razem zawitamy już w rejony Suwalszczyzny. Niestety z kilometra na kilometr pogarsza się stan dróg, ale samochodów, też jakby nieco mniej. Mijamy Orzysz, Filipowo i w końcu Suwałki. Stąd do granicy już przysłowiowy rzut beretem, więc możemy szukać miejsca na nocleg. Kierujemy się w stronę Wigier, bo podobno ośrodków wypoczynkowych tutaj pod dostatkiem. I rzeczywiście w Starym Folwarku dostajemy sporych rozmiarów pokoik z kuchnią i łazienką. Schodząc nad jezioro, mamy ładny widok na klasztor Kamedułów w Wigrach. Zostajemy tutaj na noc, aby jutro bladym świtem ruszyć do Wilna.

16 sierpnia - poniedziałek - Wilno - Zamek w Trokach

Za oknem jeszcze szaro, zrywamy się na równe nogi, bo czas wyruszyć w drogę. Nieco chłodno i nad horyzontem pokazuje się piękne, sierpniowe słońce i ani jednej chmury - tak jak sobie tego życzyłem. Jemy śniadanie, nieco jedzenia na drogę i ruszamy. Drogi puste, mijamy tylko pojedyncze samochody, po kilku minutach mijamy Sejny i jakiś polski autokar jadący w stronę granicy. Oni też zapewne jadą do Wilna. Granicę mijamy bez najmniejszych problemów, tylko kontrola paszportów i możemy ruszać dalej. Od razu miłe zaskoczenie, szerokie i równe drogi bez dziur. Niesamowita odmiana, po polskich drogach. Ku mojemu dziwieniu wyglądają tak przez całą naszą drogę do Wilna. Druga miła niespodziana cena benzyny. W Suwałkach 4,67zł za litr tutaj w przeliczeniu 3,10 zł za litr. Co dowodzi i potwierdza tezę, że jednak może benzyna być tańsza. Szybko i bez problemów docieramy do miasta Atylus, tutaj muszę skręcić w prawo na dużym skrzyżowaniu. Dalej znaki już prowadzą do Wilna. Przed samym miastem, aby nieco ułatwić sobie wjazd do centrum od strony Rossy, zrobiliśmy małą pętlę przez wsie Juodsiliai i Radomina. Pomysł był dobry, ale droga jest tam tak wąska, praktycznie cały czas prowadzi przez las, że mieści się tam jeden samochód i to osobowy. Tutaj jak na złość gnają tiry, które wcale się nie przejmują małymi samochodami. Dwa razy zepchnęły mnie z drogi na piach i pognały dalej. Pod tym względem nie polecam tej drogi. Sam dojazd do cmentarza na Rossie okazał się trafionym pomysłem. Na moment utknęliśmy w małym korku i po skręcie w dosyć stromą uliczkę przy dworcu, jesteśmy obok cmentarza. Tutaj już masa Polaków. Autobusy z wycieczkami i prywatne samochody, wszystkie z polskimi blachami. Na początku podchodzimy do miejsca, gdzie spoczywa matka Piłsudskiego Maria i jego serc. Grób oblegają tłumy, leżą świeże kwiaty, wczoraj było święto, więc dlatego. Przewodnicy opowiadają o tym miejscu. Gdy tłum nieco się rozluźnił, wchodzimy na cmentarz. W pierwszym odruchu przypomina mi on nieco cmentarz Łyczakowski we Lwowie tylko, że jest o wiele mniejszy. Nie zmienia to faktu, że jest pięknie położony i leżą tutaj w znakomitej większości Polacy, którzy zasłynęli dla miasta, jego historii i kultury. Z cmentarza udajemy się wprost na Stare Miasto. Ulice nieco zakorkowane o tej godzinie, ale szybko dostajemy się w okolice dworca. Mamy farta, bo akurat na parkingu przed dużym hotelem w centrum jest jedno wolne miejsce. Resztę miejsc zajmują polskie samochody. Zabieramy sprzęt i na początek kultowe miejsce czyli - Ostra Brama. Dochodząc jestem nieco zdziwiony, bo inaczej je sobie wyobrażałem. Kaplica z obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej pomimo, że niewielka ale robi ogromne wrażenie, a z okna widoczek też niczego sobie. Oczywiście tłumy tutaj i na zewnątrz. Pstrykam kilka fotek i biegniemy dalej.



Dalej główną ulicą przesuwamy się powoli na dół. Po lewej stronie duży kościół Bazylianów. Z zewnątrz budynek monumentalny – wewnątrz niestety ruina. Cały zastawiony rusztowaniami i po latach władzy radzieckiej dopiero został zwrócony kościołowi. Jak na mój gust jego renowacja potrwa i to jeszcze ładnych parę lat. Kolejny kościół jaki napotykamy, to cerkiew prawosławna p.w. Św. Ducha. Piękny ikonostas wykonany z zielonego marmuru. Nawet jak na kościół prawosławny to bardzo rzadkie połączenie. Majestatyczna cisza i spokój. Opuszczamy cerkiew i udając się w dół ulicą mijamy cerkiew Św. Paraskiewy. Niestety zamknięta, więc tylko można popatrzeć na jej niewielką bryłę z zewnątrz. Tuż obok rozłożyli się malarze i kwitnie mały handel na ryneczku z pamiątkami i bibelotami. Docieramy do dużego placu, przy którym znajduje się ratusz. Niestety trwają remonty. Mijamy dom Mickiewicza, w którym mieszkał, gdy zabrano go do więzienia. Jednym najbardziej rozpoznawalnych widoków Wilna jest kościół, Św. Anny, a tuż obok niego kościół i klasztor Bernardynów. Typowe piękne, gotyckie budowle, bardzo czeto podawane za wzór tego stylu. Musze się z tym stwierdzeniem całkowicie zgodzić. Tuż obok ogromny pomnik Adama Mickiewicza i tłumy Polaków pykających sobie przy nim zdjęcia. Nie byłem gorszy i zrobiłem sobie także.


Po prawej stronie zauważyłem jednak biały budynek jakiejś cerkwi. Podchodząc bliżej okazało się, że jest to cerkiew Bogarodzicy. Znajdujący się wewnątrz ikonostas przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Rewelacyjny i niesamowity! Początkowo chcieliśmy podejść na Górę Trzykrzyską, ale doszedłem do wniosku, że tuż obok znajduje się Pałac Giedyminów. Ten obiekt bardziej przypadł mi do gustu. Można przejść przez park i brukowaną drogą dotrzeć na górę. Jest też wersja dla bardziej leniwych, gdyż można wjechać wagonikiem od strony rzeki Wilii . Stanowczo wybieramy pierwszą wersję wejścia przez park. Z góry widoczek niesamowity. Za parę groszy dodatkowo można wejść na zamkową wieżę. Ponieważ pogodę mamy dzisiaj idealną, typowa żyletka po sam horyzont, wdrapujemy się do góry. Stąd panorama na całe miasto zarówno część starą, jak i nowe dzielnice miasta razem z charakterystyczną wieżą telewizyjną. Raj dla fotografów.


Opuszczamy zamek i udajemy się na Plac Katedralny. Tutaj także trwa budowa, po drodze mijamy, postawiony kilka lat temu pomnik Giedymina i już docieramy do pięknej Katedry Św, Stanisława. Z zewnątrz zupełnie biała z typowymi kolumnami w stylu antycznym. Wewnątrz ślady bytności władców polskich w tym miejscu, a w poszczególnych kaplicach ich nagrobki lub epitafia. Wracamy na Stare Miasto. W oddali widać pałac prezydencki i wileński uniwersytet. W jednej z restauracyjek, których jest pod dostatkiem i serwują miejscowe dania, jemy obiad. Zasiedliśmy w piwnicy, bo tutaj chłodniej. Stylowo i przyjemnie. Po obiedzie zaczynamy odwrót do samochodu, który stoi przed dworcem. Docierając już na parking, gdzie zostawiałem samochód, wchodzimy jeszcze do kościoła św. Teresy. Kolejny piękny kościół w tym mieście. Na koniec jeszcze pozwalamy sobie na zwidzenie wileńskiego dworca. Akurat przy jednym z peronów stoi pociąg do Petersburga. Marzę o tym , aby zobaczyć dawną stolicę carów i nie miał bym nic przeciwko temu, aby udać się tam z Wilna pociągiem. No cóż – może kiedyś, jeżeli los pozwoli!
Wydostajemy się z centrum co jak się okazuje jest nie lada sztuką, godziny szczytu i pełno samochodów. Ronda w dodatku niezbyt dobrze oznakowane i trzeba szybko i intensywnie kombinować. W końcu udaje się i jesteśmy na autostradzie, jedziemy zobaczyć zamek w Trokach. Już na samym początku zauważyłem, że siedzi mi na ogonie audi z polskimi blachami i dochodzę do wniosku, że zapewne także śmiga do zamku. W końcu zauważam mały znak kierujący na zamek. Audi skręciło także. Bardzo szybko okazuje się, że kończy się droga i skręcamy w stronę jeziora, gdzie w oddali widać już fortyfikację. Jak się okazuje, nie tędy i musimy kilka razy zawracać, w końcu docieramy. Piękny zachód słońca. Ponieważ wszystkie parkingi pozajmowane, samochód zostawiamy u kogoś na podwórku i idziemy do zamku. Widok niemal majestatyczny. Pięknie położona twierdza na wyspie, ze wszystkich stron oblewana przez wody jeziora. Niegdyś siedziba Giedyminów i stolica ich państwa. Bez dwóch słów – zamek jest niesamowity. Niestety trochę się spóźniliśmy i zamknięty już dla zwiedzających. Pozostaje nam spacer dookoła wyspy, aby podziwiać bryłę zamku. Prezentuje się niesamowicie.



Niestety czas goni i musimy wracać na nocleg do Polski. Przy parkingu nikogo nie ma i nikt nie bierze zapłaty za parkowanie - w Polsce coś niemożliwego. Droga do granicy mija szybko i bezproblemowo. Przed samym przejściem granicznym wlewam pełen bak benzyny, litr kosztuje 3,10, gdy po polskiej stronie 4,67. Bez komentarza. Po godzinie 22 docieramy na nocleg.

17 sierpnia - wtorek - Wigry


Niestety czas wracać do domu. Zanim wyruszymy w drogę powrotną udajemy się do klasztoru Kamedułów w Wigrach. Byłem tutaj ponad 18 lat temu, ale miejsce raczej niewiele się zmieniło. Nadal tajemnicze i majestatyczne, wyniesione na wzgórzu ponad tafle otaczającego je jeziora . Wchodzimy do kościoła, zwiedzamy krypty w podziemiach, następnie przechodzimy koło eremów i ogrodu do wieży, skąd roztacza się piękny widok na lasy i jeziora. Miejsce ostoi ciszy i spokoju, chyba niewiele już takich zostało w Polsce. Stojąc na górze można dosłownie posmakować ciszy i wsłuchać się w szum wody i lasów. Pomimo piękna tego majestatycznego miejsca, musimy je opuścić i udać się w drogę powrotną do domu. Podróż mija bez przeszkód, z postojem na obiad i w domu lądujemy kilka minut po godzinie 20.

Wilno i Litwa były moimi miejscami, które bardzo chciałem zobaczyć. Wiele o nich słyszałem i jeszcze więcej czytałem. Jadąc tam miałem pewien obraz tych miejsc i nie zawiodłem się. Zdaję sobie sprawę, że nie widziałem wszystkiego, a może nawet części tego, co warte jest zobaczenia w tym niesamowitym mieście. Wiem także, że tam powrócę. Tym razem na dłużej, aby ponownie pomasować klimatu Wilna, czego i Wam wszystkim życzę.


Popularne posty z tego bloga

29.01 - 4.02.2024 - Góry Majorki

6.08 - 11.08.2024 - GSB - Beskid Żywiecki do Rabki - 112 km górami

1 - 4.11. 2023 - Budapeszt