4.08 - 21.08.2005 Beskidy - Pieniny

 

Zawsze chciałem pojechać na wakacje w góry swoim samochodem. Z tego co mi się wydawało powoduje to wystarczającą niezależność, aby zahaczyć odpowiednią ilość miejsc i w razie czego na bieżąco zmienić trasę wyjazdu. Początkowo chciałem przemierzyć cały łańcuch od Beskidów, aż po Bieszczady, ale po głębszej analizie ograniczyliśmy się do bardziej skondensowanego planu. Reszta pozostaje nam na kolejne wakacje. Cały wyjazd trwał 18 dni i przejechaliśmy w tym czasie 2226 km. Przyznam, że trochę się nakręciłem kółkiem, ale bez cienia wątpliwości było warto i taka wyprawa ma swoje bardzo duże plusy. Ze względu na długi okres wyjazdu w swoich opisach ograniczę się do ciekawych i wartościowych miejsc.

4 sierpnia – czwartek – Ogrodzieniec

Dotychczas przez niemal całe wakacje świeciło słonce, dzisiaj gdy wyjeżdżamy leje niemiłosiernie. Punktualnie o 6:00 zabieram Iwonę i udajemy się w stronę Krakowa. Przed nami polskie drogi – remonty, przebudowy i masa zawalających drogi TIR-ów, których kawalkady ciągną z północy na południe i na odwrót. Ciągle pada. Po południu docieramy do Ogrodzieńca i decydujemy się zostać tutaj na noc. Polecam nocne zwiedzanie zamku, bo warownia w blasku świateł wygląda wprost imponująco.

5 sierpnia – piątek – Ogrodzieniec, Pieskowa Skała, Ojców, Zawoja.

Od samego rana pogoda nie zachwyca, ale przestało padać. Pakujemy się i dalej w drogę. Pierwszym przystankiem jest Pieskowa Skała, czyli zamek „murgrabiego” z „Janosika”. Byłem tutaj ostatnio dobrych kilka lat temu. Budowla stoi na majestatycznej skale i jest widoczna już z drogi, ale dopiero spacer po dziedzińcu i widok na ogrody sprawia prawdziwą przyjemność. Ruszamy dalej do Ojcowa, później sławetna zakopianka i lecimy w stronę Suchej Beskidzkiej. Zaczynają się wąskie uliczki, na których trzeba nieco zwolnić i uważać. W Suchej jemy obiad i przez Maków Podhalański docieramy do jednego z moich ukochanych miejsc w kraju – Zawoja! Bez problemu dostajemy nocleg w Zawoi Widłach i mamy piękny pokój z widokiem na Babią Górę!

6 sierpnia – sobota – Hala Krupowa

Od samego rana pada później pogoda nieco się poprawia. Postanawiamy powtórzyć szlak, którym szedłem niegdyś w maju – ze Skawicy na Halę Krupową. Osobliwością jest to, iż był to ostatni szlak jakim szedł Karol Wojtyła przed wybraniem go na Papieża. Odpowiednia tablica, w typowym góralskim stylu informuje o tym zaraz przy samym wejściu na szlak. Początkowo kilka kilometrów wiedzie on asfaltem i można spokojnie podjechać ten fragment samochodem lub złapać stopa – raz mi się to tam udało! Szlak przyznam jest dosyć ciężki. Cały czas stromo lasem po zrębowiskach. Mokro i małe strumyki spływają z góry. Po mniej więcej 1,5h docieramy do bardzo malowniczego schroniska na Hali Krupowej. Niezwykle sympatyczne i przytulne miejsce, a widoki opodal pokazują w całej krasie rozległą panoramę Beskidów.

7 sierpnia – niedziela – Wadowice, Kalwaria Zebrzydowska

Po wczorajszym spacerze jedziemy dzisiaj do Wadowic, w których nigdy wcześniej nie byłem. Miasto jest oblegane przez tłumy, w kościele stoi się niemal w kolejce, aby obejrzeć wszystkie jego zakątki – przyznaję bardzo ładny i robi wrażenie. Do domu papieskiego stoi następna kolejka, jak za czasów PRL-u za mięsem. Wynajęto nawet ochroniarza, aby pilnował porządku. Cukiernie główny biznes robią na kremówkach, których dziennie schodzą chyba tony. Kolejny przystanek to Kalwaria Zebrzydowska. Pięknie usytuowany na wzgórzu zarówno klasztor jak i sama katedra. Wnętrza zasługują na sławę jakim cieszy się to miejsce wśród górali i nie tylko. Wokół las i widoki na okoliczne górki. Jak się później okaże przyjdzie nam spędzić tutaj jedną noc za murami klasztoru.

9 sierpnia – wtorek – Markowe Szczawiny - Babia Góra

Dzisiaj postanowiliśmy w końcu wejść na Babią. Od rana pogoda się poprawiła, więc mamy szansę. Szedłem już tym szlakiem na początku maja i u góry było jeszcze sporo śniegu, dzisiaj nie ma po nim śladu. Z Markowej idziemy w stronę schroniska na Markowych Szczawinach. Tłumów nie widać do koła panuje kojąca cisza a w większości idziemy szlakiem prowadzącym przez las. Początkowo łagodnie, później robi się nieco stromo. Docieramy do niedużego schroniska. Łyk gorącej herbaty i w górę. Przed nami chyba najtrudniejszy odcinek, podarowaliśmy sobie Perć Akademików i ruszmy na Przełęcz Brona. Stromo i ciężko się podchodzi, słońce świeci ostro. Ale jak to w górach, pogoda w ciągu kilkudziesięciu minut diametralnie się zmienia. Nadchodzą chmury i gdy jesteśmy na głównej grani zdrowo wieje. Dochodząc do szczytu temperatura spada do 0 stopni i zaczyna padać deszcz. Termos z gorącą herbatą okazuje się wybawieniem. Tym razem Babia nie była dla nas łaskawa i nie pozwoliła nam podziwiać widoków. Robimy pamiątkową fotkę i szybko zmykamy na dół. Wieje, deszcz siąpi, zrobiło się zimno i nieprzyjemnie. Docieramy do schroniska, gdzie możemy nieco wysuszyć ubrania. Korzystając z postoju jemy obiad. Deszcz przestaje padać i spokojnie już schodzimy do Zawoi.

10 sierpnia – środa – Ludźmierz, Dębno, Krościenko

Opuszczamy Zawoję, przed nami kolejne miejsca. Ruszamy w Pieniny. Piękna słoneczna pogoda dopisuje przedzieraniu się przez górskie przełęcze. Po drodze mijamy skansen w Zubrzycy Górnej, ale nawet się w nim nie zatrzymaliśmy, bo już z zewnątrz nie robił jakiegoś szczególnego wrażenia. Docieramy w okolice Nowego Targu. W Tatrach sypnęło śniegiem, pięknie ośnieżone szczyty błyszczą się w słońcu. Przystajemy w Ludźmierzu, czyli miejscu gdzie jedną z mszy odprawiał nasz papież. Ładne miejsce, gdzie kult papieża jest bardzo widoczny. Kościół i sanktuarium robią wrażenie, a szczególnie nowa droga krzyżowa z marmurowymi figurami, na którą sypnęli kasę nasi górale z Chicago. Pięknie i ciepło, ale musimy ruszać dalej. Koło Nowego Targu w jednym z hipermarketów robimy zakupy, mały przystanek w Dębnie i prosto do Krościenka. Tutaj okazuje się, że mamy pewne problemy ze znalezieniem noclegu, bo rozpoczyna się długi weekend i wiele miejsc zostało wcześniej zarezerwowanych. Po poszukiwaniach zakrojonych na szeroką skalę dostajemy pokoik, niemalże w samym centrum z balkonem widokiem na Pieniny i Dunajec.

11 sierpnia – czwartek – Szczawnica, Czerwony Klasztor, Spływ Dunajcem

Nie najpiękniejsza pogoda od samego rana, więc postanawiamy przejść słowacki szlak idący wzdłuż Dunajca. Idziemy do Szczawnicy, następnie podchodzimy na moment do Schroniska Orlica i za chwilkę jesteśmy już na przejściu granicznym. Tutaj niemal kurtuazyjna odprawa i pięknym szlakiem wzdłuż Dunajca ruszamy do Czerwonego Klasztoru. Bardzo lubię tą ścieżynę, pogoda dopisuje, widoczki wprost bajkowe, jednym słowem rajski dzień. Idąc mijamy tratwy płynące Dunajcem, wszyscy wesoło machają rękoma. Po ponad 2h marszu dochodzimy do polany gdzie znajduje się chyba jeden z najpiękniejszych widoków na nasze Trzy Korony. Pstrykamy kilka fotek, zwiedzamy klasztor, jego dziedziniec i idziemy do wsi na obiad. Oczywiście jak to w Słowacji najbardziej kultową potrawą jest wyprażany ser. Kto jadł, wie o czym piszę, kto nie jadł, niech żałuje! Po obiedzie zrobiła się nieco późna pora i nie za bardzo mamy ochotę dreptać do domu, ale czas ucieka. Wracając okazuje się, że możemy popłynąć spływem Dunajca za dosłownie połowę ceny, jakiej żądają nasi flisacy. Nie ma nad czym się zastanawiać. Razem z czekającą wycieczką Łotyszy montujemy się zgrabnie do łodzi. Sam spływ to oczywiście czysta przyjemność.

12 sierpnia – piątek – Wąwóz Homole, Zamki Czorsztyn, Niedzica, Schronisko pod Trzema Koronami

Słyszałem kilka razy o tym miejscu, ale jakoś nigdy nie złożyło się, abym mógł je odwiedzić. Już na początku był drobny problem z parkingiem, mało miejsca a samochodów oczywiście cała masa. Wąwóz nie okazał się niczym nadzwyczajnie wielkim, ale za to dosyć uroczym miejscem. Nieco przypominał mi Dolinę Kościeliską w Tatrach tylko w nieco zminimalizowanym wydaniu. Cała masa mostków, przejść nad strumykami, przy tym dosyć wysokie ściany po obu stronach. Po 20 minutach marszu wąwóz kończy się niewielką polanką, skąd zawraca się do wyjścia. Kolejnym naszym celem był Zamek w Niedzicy. Nie wiem czy w górach jest jakiś zamek, który odwiedzałem tak często jak ten. Pomimo, iż byłem tam wiele razy, jego położenie, widok z zapory nadal wywierają na mnie wrażenie. Na koniec postanowiliśmy podjechać do Sromowców Wyżnych i pójść do Schroniska pod Trzema Koronami. Budynek jest niemal widoczny z wioski, więc dotarcie do niego zajmuje kilka minut. Stąd możemy oglądać przełom Dunajca i Czerwony Klasztor, gdzie byliśmy zaledwie wczoraj.

13 sierpnia – sobota – Sokolica, Trzy Korony

Od rana piękne słońce, więc robimy tzw. pętelkę – Sokolica + Trzy Korony. Początek trasy jest dosyć przyjemny, ale gdy tylko wchodzimy do lasu następuje ostry skok w górę. Przy takiej temperaturze jak dzisiaj człowiek szybko się męczy i pozornie krótki szlak wcale nie jest taki prosty. Po przeprawie przez las, docieramy na półkę skalną, która jest jednocześnie balkonem widokowym. Widok nie do opisania, wszyscy kłębią się z aparatami przy poręczy, aby popykać fotki na przełom i oczywiście sobie. Ciasno. Schodzimy z góry i granią po dosyć eksponowanym, chociaż porośniętym lasem terenie przesuwamy się w stronę Trzech Koron. Gdzieniegdzie spośród drzew prześwitują widoki na Dunajec. Na Przełęczy Szopka masa niedzielnych ceprów, sapiących ze zmęczenia. Stąd już przysłowiowy rzut beretem na górę. Wiatr nieco się wzmaga, ale przed szczytem i tak musimy odczekać swoje w kolejce na platformę. Za to z góry widok na całe Pieniny i Dunajec, moim skromnym zdaniem jeden z najpiękniejszych w kraju!





15 sierpnia – poniedziałek – Nowy Wiśnicz, Wieliczka, Kalwaria Zebrzydowska

Żegnamy Pieniny i zaczynamy przesuwać się w stronę Krakowa, lecz naszym celem będzie pewien zamek. Najpierw Nowy Sącz, później Limanowa i zaczynamy kierować się w stronę Nowego Wiśnicza. Usytuowana na wzgórzu, rodowa siedziba Wiśniowieckich i Lubomirskich. Już z daleka wielka bryła zamku góruje nad okolicą i pięknie rysuje się na tle małego miasteczka. Lubię ten zamek ze względu na jego kształt, 4 wieże doskonale widoczne z każdej strony. Najciekawsze jest to, iż każda wież wybudowana została w zupełnie odmiennym stylu. Wnętrza zamku jakoś szczególnie nie zachwycają, więc można spokojnie poprzestać na spacerze wokół zamku. Piękne miejsce. Przez Bochnię jedziemy do Wieliczki. Chcemy zwiedzić kopalnię, ale cena i tłum ludzi stojących po bilety, skutecznie mnie zniechęcają. Udajemy się w stronę Karkowa, tutaj znowu korki i przebudowa zakopianki. Tracimy masę czasu, a na dodatek mam drobny problem z samochodem. W końcu lądujemy na noclegu w Kalwarii Zebrzydowskiej, dzięki temu możemy zobaczyć klasztor i katedrę oświetlone nocą.

16 sierpnia – wtorek – Kraków, Klasztor na Skałce, Kościół Mariacki


W godzinach południowych docieramy do Karkowa. Pogoda zrobiła się nieco obleśna i od wczoraj pada. Znajdujemy sobie nocleg w PTSM-ie i to całkiem niedaleko centrum. Odstawiam samochód do mechanika a my udajemy się na pierwszy spacer po mieście. Na dzisiaj zaplanowałem miejsca raczej rutynowe i takie, które oglądam podczas każdej mojej wizyty w tym pięknym mieście czyli Klasztor na Skałce i Kościół Mariacki, które nie raz opisywałem na moich stronach.

17 sierpnia – środa – Wawel, Kazimierz, Collegium Maius, Muzeum Czartoryskich, Barbakan, Kopiec Kościuszki

Do miejsc, które zawsze odwiedzam postanowiliśmy dodać dzisiaj Muzeum Czartoryskich oraz Kopiec Kościuszki. Muzeum oczywiście ze względu na Damę z łasiczka Leonarda. Przyznam, że obraz bardzo mi się podobał, z resztą jak całe muzeum i chyba bez przesady przyznam, że jest ono jednym z najlepszych w Polsce. Szczególnie sposób wyeksponowania dzieła, który sprawia, że obraz niesamowicie skupia uwagę oglądającego – jak przystało na wielkie dzieło! Po południu jedziemy na kopiec. Wewnątrz kopca znajduje się niewielkie muzeum poświęcone Kościuszce, z fotokopią Deklaracji Niepodległości USA, czego nie znalazłem nigdzie w Polsce. Z góry roztacza się piękny widok na Karków i okolice, a także na Błonia, gdzie byłem podczas ostatniej, pamiętnej mszy Jana Pawła II w sierpniu 2002 roku. Wtedy byłem osobą w tłumie, dzisiaj widzę jak potężny jest to obszar i ile ludzi tutaj weszło.

18 sierpnia – czwartek – Bielany-Kamedułowie, Tyniec-Benedyktyni, Łagiewniki, Piwnica pod Jaszczurami.

Dzisiaj postanowiliśmy objechać klasztory. Na początek Kamedułowie. Nigdy tutaj nie dojechałem bo ciężko dotrzeć i gdy zjawiamy się na miejscu, od razu niespodzianka. Klasztor zaryglowany na cztery spusty. Kobietom wstęp wzbroniony, faceci tylko o określonych porach – niestety teraz to nie ta pora! Ale budowla robi wrażenie. Dalej w drogę do Tyńca. Bardzo lubię to miejsce i jestem tutaj, gdy tylko czas pozwala. Budowla po remoncie wygląda całkiem sympatycznie, trwają jeszcze prace przy studni. Z dziedzińca klasztoru widoczek na Wisłę i okoliczne skałki, szczególnie, że mamy dzisiaj piękne słońce i niebieskie niebo. Na koniec postanawiamy jeszcze zobaczyć Łagiewniki. Zawsze oglądałem kościół z okien pociągu jadąc do Zakopanego, dzisiaj wchodzimy do środka. Może dziwne odniosłem wrażenie, ale przypomina mi on nieco wielką halę do koszykówki a nie świątynię. Za to warto wjechać na wieże widokową i zerknąć na Kraków. Po południu odwiedzamy kultowe miejsce czyli Piwnicę pod Jaszczurami - polecam każdemu ze względu na klimacik!

19 sierpnia – piątek – Kraków, Ciechocinek, Toruń

Opuszczamy królewskie miasto, niestety czas wracać do domu. Upał, korki na ulicach, roboty drogowe, kawalkady TIR-ów itp, itd. Kto jechał przez Polskę w wakacje ten wie. Cały dzień praktycznie zajmuje nam przedzieranie się przez Polskę. Zdrowo zmęczeni docieramy wieczorem do Ciechocinka. Zawsze śmieszyło mnie to miasteczko, ale nigdy tutaj nie zawitałem, a od jakiegoś czasu chciałem. Typowy, uzdrowiskowy klimacik. Ciepło i masa ludzi spaceruje do okoła.Tężnie, domy zdrojowe, parki, klomby kwiatów i oczywiście grzybek inhalacyjny. Miło tutaj, ale dzisiaj musimy jeszcze dojechać do Torunia. Powoli i bez pośpiechu docieramy do miasta, gdzie zostajemy na noc.

20 sierpnia – sobota – Toruń, Stare Miasto, Rejs

Ostatni dzień naszego wyjazdu spędzimy tutaj w Toruniu. Upał od rana i na niebie żadnej chmury. Lubię tutejsze Stare Miasto i Kopernika spoglądającego z pomnika. Idziemy na promenadę i wzorem pasażerów z filmu „Rejs” udajemy się na rejs po Wiśle. Statek ku mojemu lekkiemu zdziwieniu zapełniony na maxa. Ludzie wylegują się na górnym tarasie, słońce błogo przygrzewa. Klimacik „Rejsu” w Toruniu jest wszechobecny, na przystani wypisano teksty pochodzące z filmu i idąc promenadą można sobie nieco poczytać. Wieczorem oglądamy jeszcze raz miasto, tym razem w blasku świateł i niewiele się pomylę, jeżeli stwierdzę, że takiej iluminacji nie ma żadne miasto świata. Kto nie wierzy, niech stanie letnim wieczorem na moście i popatrzy na stary Toruń! W niedzielę wracamy do domu.
 

Popularne posty z tego bloga

29.01 - 4.02.2024 - Góry Majorki

6.08 - 11.08.2024 - GSB - Beskid Żywiecki do Rabki - 112 km górami

1 - 4.11. 2023 - Budapeszt