27.10 - 29.10.1999 Tatry - Pieniny


27 październik - Kraków - Poronin

Ruszam wieczorową porą tradycyjnie strzałą południa do Krakowa. Pomimo, że jechałem nim miesiąc temu, mam wrażenie jakbym dopiero wczoraj z niego wysiadł. Podróż mija mi szybko i spokojnie, bez perturbacji i nieprzewidzianych przygód. Przedział w którym siedziałem był pusty i spokojnie się wyspałem. Rano pochmurna pogoda wita mnie w Krakowie. Około 12 umówiłem się z Gosią pod Wawelem na odbiór wycieczki, z którą jedziemy w Tatry i Pieniny.

Ponieważ mam trochę czasu postanawiam poszwendać się nieco po mieście. Idę do Marackiego, aby zdążyć na otwarcie ołtarza Wita Stwosza, jestem niemal sam w kościele i oczywiście udało się. Następnie obieram kierunek na Kazimierz, latem zawsze pełno ludzi, teraz jesienią nostalgiczna cisza i spokój. Od razu na kirkut koło synagogi Remu przy ulicy Szerokiej 40. Nikogo nie ma, macewy robią odpowiedni klimat jesiennego dnia. Synagoga jest obecnie jedną z dwóch czynnych w mieście i jedyną, w której regularnie odbywają się nabożeństwa. Jednocześnie jest drugim najstarszym żydowskim domem modlitwy w Krakowie, poprzez co pierwotnie zwana była Nową. Wchodzę do środka, pierwszy raz pusto, siadam w jednej z ławek. Zaczynam rozmowę ze starszym jegomościem będącym w środku. Rozmawiamy o religii i życiu. W pewnym momencie pozwala mi wejść na bimę i daje mi do rąk Torę, która leży na amudzie, czyli specjalnym pulpicie. Oczywiście muszę założyć na ramiona i dłonie biało-niebieski szal modlitewny, aby móc trzymać księgę. Wszystko fajnie ale czas leci, zbliża się 12:00 więc muszę skierować się pod Wawel na miejsce spotkania z Gosią. 

 Jest punktualnie o 12 na umówionym miejscu. Razem idziemy już do autobusu i tutaj okazuje się, że jedzie z nami Stasiu. Pierwszy raz w góry. Po chwili wysiadamy na moim ulubionym parkingu na pętli za Wisłą, skąd mam zacząć oprowadzanie po mieście. Standardowy szlak: najpierw Klasztor na Skałce, Stary Rynek, Mariacki, i Kazimierz na dokładkę. Szybko i spokojnie, pogoda nieco pochmurna, ale w miarę ciepło jak na tę porę roku. Gdy jesteśmy już po całej trasie, zasiadamy na moment w Piwnicy pod Jaszczurami, aby chwile porozmawiać o tym, co minęło. Czas szybko i mija na rozmowach i pora ruszać w drogę leciwym Autosanem. Po wyjeździe z Krakowa obieramy kierunek na zakopiankę. Naszym docelowym miejscem jest Poronin, gdzie mamy dzisiaj nocować w domu wypoczynkowym "U Małgorzaty". Wleczemy się powoli coraz wyżej, robi się szaro, ponuro i coraz zimniej. Zapada zmrok i na miejsce noclegu docieramy już, gdy jest ciemno. Mieszkamy blisko dworca, opodal głównej ulicy, co jest bardzo praktyczne, ale jednocześnie dużo tutaj ciszy o tej porze roku. Kolację jemy w budynku obok i nieco już zmęczony całonocną jazdą w pociągu i dotarciem tutaj  odpadam w ramiona Orfeusza.

28 październik - Morskie Oko

Pogoda nie napawa zbyt optymistycznie, ale są szanse na przejaśnienia. Dzisiaj niebyt forsujący wysokościowy dzień – Morskie Oko i Czarny Staw. Szybko i bez większych problemów i tej porze roku dostajemy się naszym niebieskim autosanem na Palenicę i rozpoczynamy powolny marsz asfaltem. Jak się szybko okazuje w grupie jest silna brygada pod wezwaniem, gotowa w dosyć szybkim tempie dotrzeć do schroniska – co cieszy. Za Wodogrzmotami Mickiewicza pogoda zaczyna wyraźnie się poprawiać i zza chmur wygląda słońce. Nagle na grani Wołoszynów pojawił się niewielki niedźwiedź idący pod górą, co wzbudziło niemałe poruszenie. Odległość jest na tyle duża, że nie stanowi on dla ludzi, najmniejszego nawet zagrożenia. Piękne zwierze. 

Fajnie się patrzy, ale trzeba ruszać dalej. Idąc na czele szybko dochodzimy do schroniska nad Morskim. Tutaj w odróżnieniu od letnich tłumów błoga cisza i spokój. Można w końcu spokojnie posiedzieć na kamieniach oglądając majestat gór błyszczących w słońcu i pierwszym śniegu. 


Dzisiaj jest naprawdę pięknie i niesamowicie, jak nigdy dotąd i nie pamiętam takiego dnia nad Morskim Okiem. Nawet Stasiu będący tutaj pierwszy raz jest zachwycony i na pamiątkę zabiera ze sobą wielki kamień. Błogi relaks i wytchnienie od codziennej gonitwy. W końcu zbieramy kilku chętnych i ruszamy na Czarny Staw. Chłopaki dziarsko zaginają do góry. Pięknie stąd widać szlak na Szpiglasową mieniącą się dzisiaj kolorami słońca. Nieco chłodno, ale bardzo przyjemnie. Cisza i spokój – to, czego mi najbardziej brakuje. Chwila na to, aby pomyśleć nad pięknem gór i tego świata. Tutaj dopiero człowiek może odpocząć, oderwać się zgiełku wielkiego miasta i bałaganu tego świata. Niestety czas szybko mija i musimy zmykać na dół. Powoli i spokojnie wracamy do schroniska. Ostatni rzut oka na Mięguszowieckie w jesiennej szacie i asfaltem powolny odwrót do autobusu. Po powrocie ciepła kolacja i mamy czas wolny dla siebie. Ponieważ wieczory są już długie, mamy bardzo dużo czasu na rozmowy, które przeciągają się bardzo długo w noc. 

29 październik - Pieniny i Niedzica

Kolejny pochmurny dzień, przeznaczony na zwiedzanie Zakopanego. Na początek jedziemy na Krzeptówki, aby zobaczyć nie tylko sanktuarium, ale i papieski ołtarz z ostatniej wizyty Jan Pawła II w Polsce. Znajduje się on z tyłu za budynkiem kościoła i mamy nieco czasu, aby posiedzieć w spokoju. Następnym elementem dnia jest zestaw obowiązkowy każdej wycieczki - czyli wjazd na Gubałówkę. Tłumów nie ma, więc szybko dostajemy bilety. Wjazd na górę i widoczek na panoramę Tatr w śniegu, który pokrywa już wyższe szczyty. Chwila na zadumę i pamiątkowe zdjęcie. Na tym kończymy naszą bytność w stolicy Tatr.

Do autobusu i ruszamy w stronę Pienin, do zamku w Niedzicy. Odległość niezbyt męcząca. W moim mniemaniu to jedno z przyjemniejszych miejsc w Polsce. Wrota Pienin. Stajemy na parkingu od strony zapory, która już jest całkowicie gotowa i można spokojnie wejść na taras, aby z tego miejsca podziwiać bryłę zamku i jeziora, które powstało po spiętrzeniu wód Dunajca. Idealne miejsce na fotkę z jesienną panoramą zamku. Wchodzimy na dziedziniec i koło działa robimy kilka pamiątkowych zdjęć. Zamek był ostatnim przystankiem. Stąd już tylko odwrót do szarej codzienności, gdzie muszę odstawić wszystkich uczestników wycieczki.

Na miejsce docieramy już wieczorem. Ponieważ jest dosyć późno, Stasiu zaproponował mi nocleg, z którego oczywiście skorzystam. Zostaję u niego i dopiero następnego dnia, po południu ruszę do domu. Pierwszy pociąg o godzinie 17 zabiera mnie do Warszawy, gdzie na Zachodniej mam już bezpośredni pociąg do domu. Mam dużo czasu aby w samotności pomyśleć o tym wyjeździe. W nocy, już niemal w domu, łapie mnie godzinna zmiana czasu. Za 15 minut byłbym u celu, a tak godzinę śpię jeszcze w wagonie. Na szczęście to nie sezon i miejsca mam pod dostatkiem.

Popularne posty z tego bloga

29.01 - 4.02.2024 - Góry Majorki

6.08 - 11.08.2024 - GSB - Beskid Żywiecki do Rabki - 112 km górami

1 - 4.11. 2023 - Budapeszt