8 - 9.03.1997 Szwecja - Karskrona
Dedykuję pamięci mojego Taty ś.p.† A.D. 2020
8 marca - sobota
Budzę się rano, za oknem szara mgła, więc raczej widoków z pokładu nie będziemy mieli, ale akurat dzisiaj to nie jest najważniejsze. Ubieramy się i powoli ruszamy pociągiem do Gdyni, aby z dworca, podmiejskim autobusem, przejechać na terminal promowy, skąd odpływają promy do Szwecji.
Płyniemy dzięki ofercie jaką udało mi się upolować. Rejs weekendowy dla dwóch osób za 220 zł. Jest to jeszcze sezon zimowy, zapewne dlatego taka cena. Szczegóły wyglądają następująco: w sobotę rejs dzienny do Szwecji bez kabiny, za to z obiadem na pokładzie. Nocleg w hotelu Conrad w Karlskronie, wraz ze śniadaniem. Następnie cała niedziela do dyspozycji na miejscu. Nocny rejs powrotny do Gdyni z kabiną wewnętrzną. Nie było się nad czym zastanawiać. Ruszamy!
Prom odbija punktualnie od nabrzeża w Gdyni i powoli sunie ku rogatkom portu. Na morzu niemal flauta, niestety mgła się nie podnosi, więc raczej nie będziemy mieli rewelacyjnych widoków. Jeżeli mogę sobie coś życzyć, to poproszę jutro o piękną pogodę na zwiedzanie miasta i wyspy. Dystans do pokonania przez morze to dokładnie 263 km.
Prom odbija punktualnie od nabrzeża w Gdyni i powoli sunie ku rogatkom portu. Na morzu niemal flauta, niestety mgła się nie podnosi, więc raczej nie będziemy mieli rewelacyjnych widoków. Jeżeli mogę sobie coś życzyć, to poproszę jutro o piękną pogodę na zwiedzanie miasta i wyspy. Dystans do pokonania przez morze to dokładnie 263 km.
Za oknami tylko woda. Zajmujemy sobie wygodne, wysokie fotele ze stolikiem na jednym z pokładów i sporą cześć rejsu albo w coś gramy, to czytamy lub też odwiedzamy sklep wolnocłowy, który na każdej tego typu jednostce funkcjonuje. Czas płynie powoli, za oknem nadal mleko. Nastaje pora obiadu. Restauracja dla pasażerów dziennych znajduje się na jednym z pięter, jedziemy windą na wskazane miejsce. Po oddaniu vouchera otrzymujemy stolik i dwudaniowy obiad. Przyznaję bardzo dobry. Tłumów nie ma, ale też obiad wydają przez 3 godziny, więc nie ma pospiechu. Każdy zdąży. Wieczorem, gdy zaczyna się powoli ściemniać, pojawiają się pierwsze wysepki szkierowego wybrzeża, a to oznacza że jesteśmy już blisko. Prom cumuje przy nabrzeżu niemal w centrum Karlskrony, gdy jest już ciemno. Przy blasku świateł schodzimy na trap i opuszczamy pokład. Stąd mamy dosłownie kilkanaście minut do Hotelu Conrad, gdzie mamy rezerwację pokoju. W recepcji bez problemów, na nazwisko dostajemy klucz do swojego pokoju. Pokój może niezbyt wielki, ale z aneksem kuchennym, co pozwala zrobić sobie ciepłą kolację i napić się gorącej herbaty. To tyle na dzisiaj, idziemy spać.
9 marca – niedziela
Budzę się i pierwsza rzecz jaką robię to gnam do okna, odsłaniam zasłony, aby zobaczyć jak aura za oknem, czy niebiosa mnie wysłuchały. Rewelacja! Idealnie niebieskie niebo, ani jednej chmury i pełne, wiosenne słońce. Nie tracimy czasu, schodzimy do restauracji na śniadanie jakie mamy w pakiecie. Świeże i dobre, napoje do wyboru, co kto lubi. Po dostatkiem wszystkiego. Jemy i zdajemy pokój, bagaże do wieczora, możemy zostawić w wyznaczonym, zamykanym pokoju.
Ruszamy pełnym słońcu. Centrum miasta położone jest na wyspie Trossö, zostało założone w 1680 roku, gdy przeniesiono tutaj siedzibę Szwedzkiej Królewskiej Marynarki. Właśnie wyspa, Stumholmen, była dawniej własnością Marynarki Wojennej, a teraz znajduje się tutaj Muzeum Marynarki Wojennej. Budynki wzniesione w XVII wieku stoją do dziś, w tym kościół Fryderyka (Fredrikskyrkan), wybudowany w latach 1720–1744, który jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych budowli miasteczka. Znajduje się na głównym rynku miasta – Stortorget.
Dalej obchodzimy rynek, kościół św. Trójcy, pomnik Karola X oraz kościół admiralicji. Zachodzimy do Matta Rosenboma. Jak głosi legenda, w pewną zimową noc zamarzł w tym miejscu żebrząc o jedzenie. Rosenbom wciąż prosi turystów o jałmużnę, monety można wrzucać pod zdejmowany kapelusz. Zebrane fundusze wędrują na fundusz pomocy dla najuboższych. Ruszamy dalej w stronę portu wojennego. Tutejsza stocznia buduje na potrzeby marynarki wojennej, a część nabrzeży jest zamknięta dla przybyszów Idąc dalej na zachód ulicą handlową Ronnebygatan, docieramy na nabrzeże, gdzie cumują łódki, a gdzie również znajduje się kiedyś tętniący życiem targ rybny Fisktorget. O czasach świetności tego miejsca przypomina rzeźba Rybaczki. Każdy niemal robi tutaj fotkę.
Dalej obchodzimy rynek, kościół św. Trójcy, pomnik Karola X oraz kościół admiralicji. Zachodzimy do Matta Rosenboma. Jak głosi legenda, w pewną zimową noc zamarzł w tym miejscu żebrząc o jedzenie. Rosenbom wciąż prosi turystów o jałmużnę, monety można wrzucać pod zdejmowany kapelusz. Zebrane fundusze wędrują na fundusz pomocy dla najuboższych. Ruszamy dalej w stronę portu wojennego. Tutejsza stocznia buduje na potrzeby marynarki wojennej, a część nabrzeży jest zamknięta dla przybyszów Idąc dalej na zachód ulicą handlową Ronnebygatan, docieramy na nabrzeże, gdzie cumują łódki, a gdzie również znajduje się kiedyś tętniący życiem targ rybny Fisktorget. O czasach świetności tego miejsca przypomina rzeźba Rybaczki. Każdy niemal robi tutaj fotkę.
Ruszamy dalej, aby obejrzeć szkierowe wybrzeże, kolejne wysepki z małymi kolorowymi domkami. Tak charakterystycznymi dla Skandynawii. Na południe od Stumholmen mieści się Nabrzeże Królewskie oraz Bastion Aurora. Tutaj właśnie mieszkańcy Karlskrony witali królów Szwecji przybywających do miasta od strony morza. Różowo-biały budynek to dawna rezydencja gubernatora regionu, obecnie burmistrza. Ludzi niewiele, pogoda dopisuje, więc przy bastionie siadamy, aby nieco się posilić. Idziemy w stronę centrum, wchodzimy do jednego z domów towarowych. Niezbyt wielki, ale dwupiętrowy. Jest tutaj niemal wszystko. Na jednym ze stoisk kupuję sobie płytę cd z Walcami Johanna Straussa. Wydanie niemieckie, The Greatest Classical, którego brakowało mi do kolekcji. Słońce powoli zaczyna chylić się ku zachodowi, więc idziemy na koniec dnia na zachodnią część wyspy, aby zobaczyć jak powoli będzie chować się za horyzontem. Jest dosyć ciepło i wieje zaledwie lekki wiatr. Trzeba przyznać, że pogodę mieliśmy wymarzoną.
Powoli wracamy do hotelu, zabieramy bagaże i udajemy się na prom, który o godzinie 20:00 ma wyruszyć w powrotny rejs do Gdyni. Zajmujemy miejsce w kabinie, na dosyć niskim pokładzie, ale są windy, więc nie robi to większej różnicy. Gdy prom opuścił miasto i zniknęły jego światła wychodzę na najwyższy pokład, aby w zupełnej ciemności jaka panuje nad morzem, zobaczyć całe spektrum gwiazd na nieboskłonie. Widoczność jest rewelacyjna, ani jednej chmury. Ku mojemu zdziwieniu widać kometę. Bardzo wyraźnie z długim ogonem, ciągnącym się za nią. Dosłownie podręcznikowy widok. Jak sprawdziłem później w domu, rzeczywiście teraz jest doskonale widoczna na naszej szerokości geograficznej.
Wracam do środka, jest noc i jednak robi się zimno. W jednej z sal balowych, przewidziano występy artystyczne. Przyznam na poziomie i podobały mi się. Zabawiałem w lokalu do 4 rano. Na koniec poproszono mnie o wypełnienie stosownej ankiety. Niestety czas się nieco przespać, bo już po 6, prom ma zacumować w porcie i trzeba opuścić kajutę. W Gdyni cumujemy o czasie i wracamy pociągiem do domu. Na uczelni muszę zameldować się o 13:00, więc jest jeszcze chwila na spanie i słuchanie klasycznej muzyki Johanna Straussa.
Wracam do środka, jest noc i jednak robi się zimno. W jednej z sal balowych, przewidziano występy artystyczne. Przyznam na poziomie i podobały mi się. Zabawiałem w lokalu do 4 rano. Na koniec poproszono mnie o wypełnienie stosownej ankiety. Niestety czas się nieco przespać, bo już po 6, prom ma zacumować w porcie i trzeba opuścić kajutę. W Gdyni cumujemy o czasie i wracamy pociągiem do domu. Na uczelni muszę zameldować się o 13:00, więc jest jeszcze chwila na spanie i słuchanie klasycznej muzyki Johanna Straussa.