3.07 - 7.07.1992 Chmielno

Jeden z naszych pierwszych i niezapomnianych biwaków, jakich było kilka. Jeden z tych nie górskich, gdy jeszcze się nie zapuszczałem tak daleko w Polskę. Były to czasy, gdy bez większych problemów, można było rozbijać się z namiotami na wyznaczonych miejsca nad brzegami jezior. Bywało także, iż dzikie miejsca były kompletnie niepilnowanie i jeżeli nie  hałasowało się i nie zwracało na siebie uwagi, można było posiedzieć klika dni za darmo. Wiadomo, że forsy nigdy nie było za wiele, za to były trójkątne namioty, ludzie i niezapomniany klimat tamtej epoki :-) Klimat, którego nie da się choćby w zarysach już odtworzyć dzisiaj.

Na biwak wyruszyłem z Asią z jednodniowym opóźnieniem. Spora cześć ludzi była już na miejscu. Ponieważ nie ma bezpośredniego autobusu PKS, popołudniową porą jedziemy do Kartuz, gdzie na tamtejszym PKS-ie łapiemy Autosana, który jedzie docelowo do wsi Zawory, a wysadzi nas w Chmielnie. W autobusie ludzi niezbyt wiele i około godziny 18 lądujemy w Chmielnie. 10 minut nieśpiesznym krokiem i lądujemy nad jeziorem Kłodno. Na plecach czerwony plecak ze stelażem, a w nim namiot i cały dobytek na własnych plecach. W tamtej epoce Chmielno nie było jeszcze tak rozreklamowanym miejscem i nie atakowały go latem wszędobylskie tłumy, więc nad jeziorem był spokój i niewielki ruch samochodów. 
Po przyjeździe idziemy do niewielkiej budy pełniącej funkcję recepcji campingu, na którym się znajdujemy. Camping mieści się bezpośrednio przy plaży między Jeziorami Kłodno i Białe.  Zgodnie z zasadami opłacam kwotę ze trzy doby i mój namiot, po czym idę do ludzi, aby poszukać sobie jakiegoś miejsca na jego rozbicie. Gdy już rozłożyłem cały majdan, można pójść na pomost nad jeziorem, który jest na wyciągnięcie dłoni. Widok oczywiście z pomostu nad jezioro.
Małe sprostowanie: zdjęcia  podczas tego wyjazdu robiłem niezniszczalnym aparatem marki Zenit ET, produkcji naszych druziej z ZSRR i wyprodukowanych za tamtej epoki. Kolorowy film ORWO, produkcji DDR, jest osiągnięciem technologicznym i pomimo, iż zdjęcia nie są najwyższej klasy, w tamtej epoce były całkiem przyzwoitą jakością. Pominę, iż apart Zenit był jednym z lepszych będących dostępnych na rynku. Pamiętam, iż swój egzemplarz zakupiłem zimą na rynku od przyjezdnych ruskich za cenę 20 złotych, która wtedy wcale nie była taka niska.


 Zaczął się czas pobytu. Na wyjeździe oprócz mnie byli: Ala, Asia, Dorota, Patrycja, Marcin, Adam, Leszek, Marian, Mirek, Piotr, Krzychu, Mariusz, Jurek oraz Wojtek. Mam nadzieję, że nikogo nie pominąłem z brygady. Większość z nas mieszka w tym samym bloku, z innymi znamy się z harcerstwa. Przez trzy dni praktycznie nie ruszaliśmy się z miejsca. Pogoda była idealna, woda i plaża czysta, więc najczęściej kapaliśmy się i wygłupialiśmy na rożne możliwe sposoby, nie wadząc nikomu, gdyż nikogo innego oprócz nas nie było.

  
Po kąpieli w jeziorze, wszyscy wyciągają dmuchane materace, na których śpimy przed namioty i siedzimy na nich opalając się. Oczywiście rozmowy z wszystkimi i o wszystkim, czasami ktoś zagra na gitarze. Gitara jest nieodłącznym elementem każdego biwaku. Wieczorami, przy ognisku, zawsze są jakieś piosenki do zaśpiewania i nieważne jak to komu wychodzi, liczy się klimat wieczoru i iskry ulatujące w stronę nieba.
Oczywiście każdy z nas, lub prawie każdy ma swoje ciuchy w panterkę lub moro. Zwykły drelich jaki można dostać wszędzie i uszyć sobie wyprawowe cichy w łaty na wyjazdy. Też takowe posiadam i mam je na każdym wyjeździe, jak każdy z nas. Robimy sobie małą sesję w polowych ciuchach.



Jakość zdjęć nie najlepsza, ale kto by się tym przejmował, liczy się przecież pamiątka i to kolorowa. Niestety szybko mijają lipcowe dni wypełnione pływaniem, leżakowanie na materacach, zabawą i odstrzałowymi pomysłami i po trzech dniach biwakowania, tą samą drogą, PKS-em przez Kartuzy wracamy do domu.


Popularne posty z tego bloga

29.01 - 4.02.2024 - Góry Majorki

6.08 - 11.08.2024 - GSB - Beskid Żywiecki do Rabki - 112 km górami

1 - 4.11. 2023 - Budapeszt